Od jej śmierci minęły trzy lata. Jakoś udało mi się skończyć liceum i
dostać się na wymarzoną uczelnię. Bez żalu opuściłam południe, by zamieszkać w
stolicy. Dostałam się na wymarzone studia. Do domu wracałam wyłącznie na święta
i wakacje. Tak było i wtedy. Po raz kolejny musiałam pójść, by odwiedzić ją,
jego, ich. Nie potrafiłam inaczej, chociaż nie odczuwałam już tej pustki, która
wkradła się do mojego serca. Stałam nad jej grobem, jego grobem, ich grobem i
jednocześnie naszym grobem. I wiecie co? Cieszyłam się, że jej już nie ma. Ta
radość rozpierała moje serce, łącząc się jednocześnie rosnącym uczuciem ulgi.
Czy tak mogła zachowywać się przyjaciółka? Wątpię… Miałam świadomość, że to było
złe, fałszywe, że wykorzystałam Baśkę, a potem stojąc nad miejscem wiecznego
spoczynku jej ciała, śmiałam się z niedorzeczności jej życia. Podła suka? Tak,
bo właśnie nią byłam. Manipulantka, która doprowadziła biedną blondynkę do
samobójstwa. Chyba powinnam to nazwać morderstwem z premedytacją. Zbrodnia
doskonała, gdyż ofiara sama targnęła się na swoje nieszczęsne jestestwo.
Genialne, prawda?
Obudziłam się zlana potem. Nie sen, a koszmar odebrał mi chęć dalszego
odpoczynku. Była szósta rano, a ja zawinięta w koc siedziałam na parapecie,
zastanawiając się, czy aby na pewno sny odzwierciedlają nasze marzenia. Nigdy
nie życzyłam nikomu śmierci, a już z pewnością nie Baśce. Owszem, zazdrościłam
jej życia, powodzenia u chłopaków i tych ogromnych oczu, ale nie zabiłabym jej
za to. Zawsze śniły mi się głupoty, ale to już było przesadą. Lekko przybita, a
jednocześnie podenerwowana wpatrywałam się w pewien punkt, który poruszał się
po naszym podjeździe. Uśmiechnęłam się na myśl, że ów mały spaślak, którym był
Chester, zostanie przegnany przez naszego psa. Widok kota, który przechadzał
się po kostce brukowej, odegnał ode mnie myśli dotyczące głupiego snu. Skupiłam
się na zwierzaku, nie wiedząc do końca, że ktoś inny będzie miał dziś podły
humor. Zdążyłam zapomnieć, że Czarny obnosił się z nową dziewczyną.
Dzień chłopaka – każda dziewczyna, chce spędzić w tym czasie chociaż
kilka chwil w towarzystwie ukochanego. Chyba nic w tym dziwnego? Oczywiście
zaskakującym może być, że ów wybranek nie ma ochoty na spotkanie. To dopiero
niespodzianka. A wydawało się, że tak perfekcyjnie do siebie pasowali. W
gruncie rzeczy byli do siebie podobni. Jednakże chłopakowi nie odpowiadała owa
niczym niespowodowana agresja.
Tamtej soboty Baśka postanowiła, że mimo wszystko spotka się z
Piotrkiem. Nieważne było, że on sobie tego nie życzył. Ich związek nie został
przerwany, więc miała prawo świętować wraz z nim. Po wejściu do klubu bez trudu
zlokalizowała swoją paczkę. Zauważyła też ów cud świata – Angelikę. Chciała do
nich podejść. Usiąść na kolanach Czarnego i bezczelnie go pocałować. Niestety w
chwili, gdy zebrała się w sobie, zobaczyła, że pocałował tą obcą. A ona
uśmiechała się do niego słodko i coraz mocniej wtulała. On również wydawał się
szczęśliwy. Blondynka poczuła bolesne ukłucie w okolicy serca. Kochała Piotrka,
ale widać on wolał inną. Może to właśnie Angelika miała być ową wyśnioną,
spełnieniem marzeń. Stała w pobliżu, wciąż się w nich wpatrując. Słyszała nawet
ich śmiech. Łzy same napłynęły do oczu. Starała się je ukryć, zanim ktokolwiek
zauważy ową chwilę słabości. Jednak nie była dość szybka, ktoś dojrzał, że
odchodzi płacząc. O dziwo ta osoba wcale nie była zadowolona z takiego obrotu
sprawy.
Baśka przedzierała się przez tłum roztańczonych ludzi. Sama jakoś
straciła ochotę na taniec. Jedynym czego pragnęła, było znalezienie się z dala
od Piotrka i jego panny. Brnęła przed siebie, nie zdając sobie sprawy z tego,
że ktoś podążał za nią. Skupiła się na tym, że płacze. Nie lubiła publicznie
okazywać słabości, a po wyjściu z klubu miała wrażenie, że wszyscy przechodnie
na nią patrzą. To dziwne uczucie sprawiło, że jej wyobraźnia wyolbrzymiła
drobne kropelki spływające po jej twarzy do rozmiarów kurzego jajka. Poczuła
się jeszcze gorzej, potęgując wytwory swojej fantazji. Jednak w pewnej chwili
na jej twarzy prócz łez można było dostrzec delikatny uśmiech. Pomyślała o tym,
że oto biedactwo o włosach w kolorze blond płacze przez innego biedaka. Coś w
jej sercu mówiło jej, że Piotrek nie będzie zbyt szczęśliwy z nową dziewczyną.
Ta delikatna oznaka poprawy nastroju zniknęła jednak równie szybko jak się
pojawiła. Myśl, że chłopak, którego kochała mógłby być nieszczęśliwy, znowu
spowodowała, że miała ochotę jak najszybciej znaleźć się w domu i przelać
wszystkie żale na kartkę papieru. Bardzo szybko znalazła się na przystanku
autobusowym. Była tam zupełnie sama, więc nie musiała przejmować się tym, że
ktoś zobaczy rozmazany makijaż i czerwone oczy. Do przyjazdu upragnionego
środka transportu pozostało pół godziny. Mogła więc w spokoju doprowadzić
wygląd swojej twarzy do stanu, który nie budziłby zaciekawienia wśród
ewentualnych pasażerów, czy kierowcy pojazdu.
Niestety nie dane jej było w spokoju nacieszyć się samotnością.
Usłyszała czyjeś kroki. Nie podnosiła jednak głowy. Jakoś brakowało jej ochoty
na przyglądanie się towarzyszom podróży. Wyczuła znajome męskie perfumy, ale
wciąż bała się spojrzeć na osobę, która usadowiła się obok niej. Głos, który
usłyszała, sprawił, że mimowolnie podskoczyła.
- Witaj, Donovan. Kiedyś myślałem, że
zobaczenie cię płaczącej, jest równoznaczne z wygraniem szóstki w totka. To
ciekawe uczucie – dodał, by po chwili kontynuować. – No wiesz, nie wierzyłem w
cuda, aż do dzisiejszego wieczoru. Czemu się mażesz? Czyżbyś straciła ulubioną
zabawkę? A może zdechł ci ten kocur? – Nie potrafił odpuścić sobie złośliwości.
-
Szymonie, czy dzień bez rozmowy z twoją skromną, a zarazem jakże idealną osobą
byłby dniem straconym?
- Twoje
mieszane pochodzenie sprawia, że nie nauczono cię kultury? Nie powinno
odpowiadać się pytaniem na pytanie.
- Może i
nie jestem, jakbyś to nazwał, czystej krwi… Pamiętaj jednak, że mam polskie
obywatelstwo. I doskonale wiesz, co jest powodem mojej chwili słabości.
Jednakże nie będę z tobą o tym dyskutować, bo wybacz, ale wolę pogadać z moim
kotem albo ze ścianą. Oni z pewnością mnie zrozumieją.
- Czyli
mówisz, Donovan, że cegły, czy tam pustaki są bardziej rozumne ode mnie?
Przyznam, że to ciekawe. I wiesz, zdradzę ci coś w sekrecie. W cale nie cieszy
mnie fakt, że Czarny tak szybko się pocieszył, jest wręcz przeciwnie – dodał
patrząc wprost w jej zapłakane oczy. – I nie mówię tego dlatego, że widok
zapłakanej ciebie przypomina mi okoliczności, w których się spotkaliśmy.
Wolałem myśl, że będę mógł pozbawić cię ukochanych osób albo rzeczy. Nie mam
satysfakcji z tego, że to już się dokonało. To dziwne, prawda? – spojrzał na
nią pytająco.
Po raz pierwszy Szymon Wiśniewski pomyślał, że jego nienawiść do
Barbary Donovan była bezsensowna. To przeświadczenie nie podobało mu się ani trochę.
Można to porównać do sytuacji, gdy ktoś zdradza nam zakończenie książki, którą
z czytamy z rosnącym zainteresowaniem. Chłopak porównywał koleżankę siostry do
opasłego tomiszcza, które kryło w sobie wiele tajemnic. I nagle, w połowie
akcji nastąpiło zakończenie. Zamiast oczekiwanego zadowolenia, poczuł niedosyt.
A na pytanie, które zadał, nie uzyskał odpowiedzi, chociaż minęło parę minut.
Przez cały czas wpatrywał się w dziewczynę, która siedząc obok niego, usiłowała
ukryć twarz za zasłoną z włosów. Z marnym skutkiem, jednak doceniał fakt, że
się starała.
- Ona jest
bardziej denerwująca od Emilki – powiedział po chwili. – I to nie dlatego, że
jest głupia. Po prostu jest taka dziwnie słodka. Tak denerwująco inna od
ciebie.
- Mam to
rozumieć jako komplement skierowany w moim kierunku? – jej cichy głos
przepełniony był nutką zainteresowania.
- Rozum to
jak chcesz – odburknął łapiąc się na tym, że zmienił ton głosu. – Po prostu ta
zmiana wydaje mi się czymś gorszym od twojego towarzystwa.
- A
przecież ja to wszystkie katastrofy świata, ucieleśnienie zła. Więc jak to
możliwe? – wyszeptała, patrząc na niego.
- Może to
głupie, że wciąż wierzę w fakt, że wyssałaś życie z mojej siostry, ale nie
potrafię inaczej. Uwierz mi, Donovan, chciałbym móc patrzeć na ciebie i nie
czuć niechęci – prawie krzyknął, a w jego głosie dało słyszeć się desperację. –
Tak bardzo pragnę, żeby była tu ze mną. Zamiast tego mam ciebie, rozmazaną,
uryczaną i dziwnie bezbronną. Chciałbym cię przytulić, ale wciąż mam nadzieję,
że za chwilę zacznę się cieszyć, że udało mi się ci dokopać. Wierzysz mi? –
wymówił te słowa tak, jakby błagał ją o twierdzącą odpowiedź.
- Tak…
Chciałabym – wyszeptała. – Chciałabym, żebyś i ty dał wiarę moim słowom. Bo…
Gdyby to zależało ode mnie, z chęcią zamieniłabym się z Karoliną. Szymon, ja
naprawdę traktowałam ją tak, jakby była również moją siostrą. Patrząc na jej
walkę czułam dumę. Młodsza dziewczynka była o wiele silniejsza ode mnie. I tak
nagle zgasła – nie próbowała już kryć łez. Pozwoliła na to, by chłopak, który
jej nienawidził patrzył na nie. – Ja również ją kochałam – dodała.
- Donovan…
- Nic nie
mów. Rozumiem – przerwała mu. – Nie zagwarantujesz mi, że kiedykolwiek
przestaniesz obwiniać mnie za śmierć Karoliny. Mam jednak cichą nadzieję, że
pewnego dnia dojdziesz do wniosku, że nie będziesz mi więcej uprzykrzać życia.
- Pewnie
tak się stanie.
- Spójrz –
powiedziała wpatrując się w ich cień. – Wyglądamy jak dobrzy znajomi, którzy
bardzo się lubią i pocieszają. To się chyba nazywa paradoks, no nie? Dwa biedactwa,
które miały swoją chwilę słabości.
- Tak,
Donovan – powiedział już nieco pewniejszym głosem. – To śmieszna sytuacja.
Śmieszne jest również to, że nienawidzę cię mniej niż wczoraj. Nadal jesteś
jednak na mojej czarnej liście, ale muszę przyznać, że miło mi się z tobą gada
– dodał, szturchając ją w bok.
- Kto by
pomyślał… Jedziesz? – Zapytała, widząc zbliżający się autobus.
- Nie. Mam
zamiar wrócić do EB i poszukać jakiegoś fajnego towaru.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, widział jednak, że kręciła głową
uśmiechając się lekko. Wyglądała zabawnie ze smugami tuszu na policzkach.
Poczekał, aż autobus ruszy i poszedł w kierunku klubu. Dołączył do swoich
znajomych.
- Gdzie
byłeś? – Czarny zadał to pytanie, zanim chłopak zdążył usiąść.
- A ty co,
moja matka? – Zapytał, patrząc na kolegę ze złością. – Jeśli koniecznie musisz
wiedzieć, byłem na randce z moim koszmarem sennym. Nie powiem ci kogo i gdzie
spotkałem, bo to nie leży w twoim interesie, drogi Czarniutki.
Jak się
spodziewał, jego odpowiedź ucięła dalsze pytania. Członkowie ELITY wrócili do
poprzedniej rozmowy, nie zwracając zbytniej uwagi na Szymona. Oczywiście było
mu to na rękę. Mógł spokojnie zatopić się w przemyśleniach dotyczących pewnej
blondynki. Tamtego wieczoru obiecał sobie, że już nigdy więcej nie stanie
pomiędzy nią a Czarnym. Miał również nadzieję, że pewnego dnia we dwoje staną
nad grobem Karoliny już nie jako wrogowie, a dobrzy koledzy. I nagle okazało
się, że ma ochotę pomóc swojemu wrogowi…
Bardzo, ale to bardzo Szymon mnie zaskoczył, nie spodziewałam się tego kompletnie, ale cieszę się ;) jak widać nienawiść i jakakolwiek zemsta nie przynoszą oczekiwanego spokoju.. Szymon ma naprawdę dobre serce, to zrozumiałe, że tęskni za siostrą, ale może właśnie pogodzenie się z Baśką pomogłoby mu pogodzić się ze śmiercią Karoliny.. Baśka wciąż mnie intryguje, działa na wszystkich dziwnie i ma coś w sobie.. zobaczymy co też wydarzy się dalej, między nią a elitą, a przede wszystkim Czarnym.. szkoda, że tak rzadko dodajesz rozdziały!
OdpowiedzUsuń