poniedziałek, 24 czerwca 2013

29. Paradoks

Od jej śmierci minęły trzy lata. Jakoś udało mi się skończyć liceum i dostać się na wymarzoną uczelnię. Bez żalu opuściłam południe, by zamieszkać w stolicy. Dostałam się na wymarzone studia. Do domu wracałam wyłącznie na święta i wakacje. Tak było i wtedy. Po raz kolejny musiałam pójść, by odwiedzić ją, jego, ich. Nie potrafiłam inaczej, chociaż nie odczuwałam już tej pustki, która wkradła się do mojego serca. Stałam nad jej grobem, jego grobem, ich grobem i jednocześnie naszym grobem. I wiecie co? Cieszyłam się, że jej już nie ma. Ta radość rozpierała moje serce, łącząc się jednocześnie rosnącym uczuciem ulgi. Czy tak mogła zachowywać się przyjaciółka? Wątpię… Miałam świadomość, że to było złe, fałszywe, że wykorzystałam Baśkę, a potem stojąc nad miejscem wiecznego spoczynku jej ciała, śmiałam się z niedorzeczności jej życia. Podła suka? Tak, bo właśnie nią byłam. Manipulantka, która doprowadziła biedną blondynkę do samobójstwa. Chyba powinnam to nazwać morderstwem z premedytacją. Zbrodnia doskonała, gdyż ofiara sama targnęła się na swoje nieszczęsne jestestwo. Genialne, prawda?
Obudziłam się zlana potem. Nie sen, a koszmar odebrał mi chęć dalszego odpoczynku. Była szósta rano, a ja zawinięta w koc siedziałam na parapecie, zastanawiając się, czy aby na pewno sny odzwierciedlają nasze marzenia. Nigdy nie życzyłam nikomu śmierci, a już z pewnością nie Baśce. Owszem, zazdrościłam jej życia, powodzenia u chłopaków i tych ogromnych oczu, ale nie zabiłabym jej za to. Zawsze śniły mi się głupoty, ale to już było przesadą. Lekko przybita, a jednocześnie podenerwowana wpatrywałam się w pewien punkt, który poruszał się po naszym podjeździe. Uśmiechnęłam się na myśl, że ów mały spaślak, którym był Chester, zostanie przegnany przez naszego psa. Widok kota, który przechadzał się po kostce brukowej, odegnał ode mnie myśli dotyczące głupiego snu. Skupiłam się na zwierzaku, nie wiedząc do końca, że ktoś inny będzie miał dziś podły humor. Zdążyłam zapomnieć, że Czarny obnosił się z nową dziewczyną.
Dzień chłopaka – każda dziewczyna, chce spędzić w tym czasie chociaż kilka chwil w towarzystwie ukochanego. Chyba nic w tym dziwnego? Oczywiście zaskakującym może być, że ów wybranek nie ma ochoty na spotkanie. To dopiero niespodzianka. A wydawało się, że tak perfekcyjnie do siebie pasowali. W gruncie rzeczy byli do siebie podobni. Jednakże chłopakowi nie odpowiadała owa niczym niespowodowana agresja.
Tamtej soboty Baśka postanowiła, że mimo wszystko spotka się z Piotrkiem. Nieważne było, że on sobie tego nie życzył. Ich związek nie został przerwany, więc miała prawo świętować wraz z nim. Po wejściu do klubu bez trudu zlokalizowała swoją paczkę. Zauważyła też ów cud świata – Angelikę. Chciała do nich podejść. Usiąść na kolanach Czarnego i bezczelnie go pocałować. Niestety w chwili, gdy zebrała się w sobie, zobaczyła, że pocałował tą obcą. A ona uśmiechała się do niego słodko i coraz mocniej wtulała. On również wydawał się szczęśliwy. Blondynka poczuła bolesne ukłucie w okolicy serca. Kochała Piotrka, ale widać on wolał inną. Może to właśnie Angelika miała być ową wyśnioną, spełnieniem marzeń. Stała w pobliżu, wciąż się w nich wpatrując. Słyszała nawet ich śmiech. Łzy same napłynęły do oczu. Starała się je ukryć, zanim ktokolwiek zauważy ową chwilę słabości. Jednak nie była dość szybka, ktoś dojrzał, że odchodzi płacząc. O dziwo ta osoba wcale nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Baśka przedzierała się przez tłum roztańczonych ludzi. Sama jakoś straciła ochotę na taniec. Jedynym czego pragnęła, było znalezienie się z dala od Piotrka i jego panny. Brnęła przed siebie, nie zdając sobie sprawy z tego, że ktoś podążał za nią. Skupiła się na tym, że płacze. Nie lubiła publicznie okazywać słabości, a po wyjściu z klubu miała wrażenie, że wszyscy przechodnie na nią patrzą. To dziwne uczucie sprawiło, że jej wyobraźnia wyolbrzymiła drobne kropelki spływające po jej twarzy do rozmiarów kurzego jajka. Poczuła się jeszcze gorzej, potęgując wytwory swojej fantazji. Jednak w pewnej chwili na jej twarzy prócz łez można było dostrzec delikatny uśmiech. Pomyślała o tym, że oto biedactwo o włosach w kolorze blond płacze przez innego biedaka. Coś w jej sercu mówiło jej, że Piotrek nie będzie zbyt szczęśliwy z nową dziewczyną. Ta delikatna oznaka poprawy nastroju zniknęła jednak równie szybko jak się pojawiła. Myśl, że chłopak, którego kochała mógłby być nieszczęśliwy, znowu spowodowała, że miała ochotę jak najszybciej znaleźć się w domu i przelać wszystkie żale na kartkę papieru. Bardzo szybko znalazła się na przystanku autobusowym. Była tam zupełnie sama, więc nie musiała przejmować się tym, że ktoś zobaczy rozmazany makijaż i czerwone oczy. Do przyjazdu upragnionego środka transportu pozostało pół godziny. Mogła więc w spokoju doprowadzić wygląd swojej twarzy do stanu, który nie budziłby zaciekawienia wśród ewentualnych pasażerów, czy kierowcy pojazdu.
Niestety nie dane jej było w spokoju nacieszyć się samotnością. Usłyszała czyjeś kroki. Nie podnosiła jednak głowy. Jakoś brakowało jej ochoty na przyglądanie się towarzyszom podróży. Wyczuła znajome męskie perfumy, ale wciąż bała się spojrzeć na osobę, która usadowiła się obok niej. Głos, który usłyszała, sprawił, że mimowolnie podskoczyła.
-  Witaj, Donovan. Kiedyś myślałem, że zobaczenie cię płaczącej, jest równoznaczne z wygraniem szóstki w totka. To ciekawe uczucie – dodał, by po chwili kontynuować. – No wiesz, nie wierzyłem w cuda, aż do dzisiejszego wieczoru. Czemu się mażesz? Czyżbyś straciła ulubioną zabawkę? A może zdechł ci ten kocur? – Nie potrafił odpuścić sobie złośliwości.
- Szymonie, czy dzień bez rozmowy z twoją skromną, a zarazem jakże idealną osobą byłby dniem straconym?
- Twoje mieszane pochodzenie sprawia, że nie nauczono cię kultury? Nie powinno odpowiadać się pytaniem na pytanie.
- Może i nie jestem, jakbyś to nazwał, czystej krwi… Pamiętaj jednak, że mam polskie obywatelstwo. I doskonale wiesz, co jest powodem mojej chwili słabości. Jednakże nie będę z tobą o tym dyskutować, bo wybacz, ale wolę pogadać z moim kotem albo ze ścianą. Oni z pewnością mnie zrozumieją.
- Czyli mówisz, Donovan, że cegły, czy tam pustaki są bardziej rozumne ode mnie? Przyznam, że to ciekawe. I wiesz, zdradzę ci coś w sekrecie. W cale nie cieszy mnie fakt, że Czarny tak szybko się pocieszył, jest wręcz przeciwnie – dodał patrząc wprost w jej zapłakane oczy. – I nie mówię tego dlatego, że widok zapłakanej ciebie przypomina mi okoliczności, w których się spotkaliśmy. Wolałem myśl, że będę mógł pozbawić cię ukochanych osób albo rzeczy. Nie mam satysfakcji z tego, że to już się dokonało. To dziwne, prawda? – spojrzał na nią pytająco.
Po raz pierwszy Szymon Wiśniewski pomyślał, że jego nienawiść do Barbary Donovan była bezsensowna. To przeświadczenie nie podobało mu się ani trochę. Można to porównać do sytuacji, gdy ktoś zdradza nam zakończenie książki, którą z czytamy z rosnącym zainteresowaniem. Chłopak porównywał koleżankę siostry do opasłego tomiszcza, które kryło w sobie wiele tajemnic. I nagle, w połowie akcji nastąpiło zakończenie. Zamiast oczekiwanego zadowolenia, poczuł niedosyt. A na pytanie, które zadał, nie uzyskał odpowiedzi, chociaż minęło parę minut. Przez cały czas wpatrywał się w dziewczynę, która siedząc obok niego, usiłowała ukryć twarz za zasłoną z włosów. Z marnym skutkiem, jednak doceniał fakt, że się starała.
- Ona jest bardziej denerwująca od Emilki – powiedział po chwili. – I to nie dlatego, że jest głupia. Po prostu jest taka dziwnie słodka. Tak denerwująco inna od ciebie.
- Mam to rozumieć jako komplement skierowany w moim kierunku? – jej cichy głos przepełniony był nutką zainteresowania.
- Rozum to jak chcesz – odburknął łapiąc się na tym, że zmienił ton głosu. – Po prostu ta zmiana wydaje mi się czymś gorszym od twojego towarzystwa.
- A przecież ja to wszystkie katastrofy świata, ucieleśnienie zła. Więc jak to możliwe? – wyszeptała, patrząc na niego.
- Może to głupie, że wciąż wierzę w fakt, że wyssałaś życie z mojej siostry, ale nie potrafię inaczej. Uwierz mi, Donovan, chciałbym móc patrzeć na ciebie i nie czuć niechęci – prawie krzyknął, a w jego głosie dało słyszeć się desperację. – Tak bardzo pragnę, żeby była tu ze mną. Zamiast tego mam ciebie, rozmazaną, uryczaną i dziwnie bezbronną. Chciałbym cię przytulić, ale wciąż mam nadzieję, że za chwilę zacznę się cieszyć, że udało mi się ci dokopać. Wierzysz mi? – wymówił te słowa tak, jakby błagał ją o twierdzącą odpowiedź.
- Tak… Chciałabym – wyszeptała. – Chciałabym, żebyś i ty dał wiarę moim słowom. Bo… Gdyby to zależało ode mnie, z chęcią zamieniłabym się z Karoliną. Szymon, ja naprawdę traktowałam ją tak, jakby była również moją siostrą. Patrząc na jej walkę czułam dumę. Młodsza dziewczynka była o wiele silniejsza ode mnie. I tak nagle zgasła – nie próbowała już kryć łez. Pozwoliła na to, by chłopak, który jej nienawidził patrzył na nie. – Ja również ją kochałam – dodała.
- Donovan…
- Nic nie mów. Rozumiem – przerwała mu. – Nie zagwarantujesz mi, że kiedykolwiek przestaniesz obwiniać mnie za śmierć Karoliny. Mam jednak cichą nadzieję, że pewnego dnia dojdziesz do wniosku, że nie będziesz mi więcej uprzykrzać życia.
- Pewnie tak się stanie.
- Spójrz – powiedziała wpatrując się w ich cień. – Wyglądamy jak dobrzy znajomi, którzy bardzo się lubią i pocieszają. To się chyba nazywa paradoks, no nie? Dwa biedactwa, które miały swoją chwilę słabości.
- Tak, Donovan – powiedział już nieco pewniejszym głosem. – To śmieszna sytuacja. Śmieszne jest również to, że nienawidzę cię mniej niż wczoraj. Nadal jesteś jednak na mojej czarnej liście, ale muszę przyznać, że miło mi się z tobą gada – dodał, szturchając ją w bok.
- Kto by pomyślał… Jedziesz? – Zapytała, widząc zbliżający się autobus.
- Nie. Mam zamiar wrócić do EB i poszukać jakiegoś fajnego towaru.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, widział jednak, że kręciła głową uśmiechając się lekko. Wyglądała zabawnie ze smugami tuszu na policzkach. Poczekał, aż autobus ruszy i poszedł w kierunku klubu. Dołączył do swoich znajomych.
- Gdzie byłeś? – Czarny zadał to pytanie, zanim chłopak zdążył usiąść.
- A ty co, moja matka? – Zapytał, patrząc na kolegę ze złością. – Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, byłem na randce z moim koszmarem sennym. Nie powiem ci kogo i gdzie spotkałem, bo to nie leży w twoim interesie, drogi Czarniutki.
Jak się spodziewał, jego odpowiedź ucięła dalsze pytania. Członkowie ELITY wrócili do poprzedniej rozmowy, nie zwracając zbytniej uwagi na Szymona. Oczywiście było mu to na rękę. Mógł spokojnie zatopić się w przemyśleniach dotyczących pewnej blondynki. Tamtego wieczoru obiecał sobie, że już nigdy więcej nie stanie pomiędzy nią a Czarnym. Miał również nadzieję, że pewnego dnia we dwoje staną nad grobem Karoliny już nie jako wrogowie, a dobrzy koledzy. I nagle okazało się, że ma ochotę pomóc swojemu wrogowi…

1 komentarz:

  1. Bardzo, ale to bardzo Szymon mnie zaskoczył, nie spodziewałam się tego kompletnie, ale cieszę się ;) jak widać nienawiść i jakakolwiek zemsta nie przynoszą oczekiwanego spokoju.. Szymon ma naprawdę dobre serce, to zrozumiałe, że tęskni za siostrą, ale może właśnie pogodzenie się z Baśką pomogłoby mu pogodzić się ze śmiercią Karoliny.. Baśka wciąż mnie intryguje, działa na wszystkich dziwnie i ma coś w sobie.. zobaczymy co też wydarzy się dalej, między nią a elitą, a przede wszystkim Czarnym.. szkoda, że tak rzadko dodajesz rozdziały!

    OdpowiedzUsuń