I nagle okazało się, że to już prawie
maj… Przez cały marzec i kwiecień stopniowo naprawialiśmy nasze stosunki z
Baśką. Nawet Dominik przestał się jej czepiać. Zmieniła się i z trudem
odnajdowałam w niej cechy, do których zdążyłam się przyzwyczaić. Dziewczyna,
którą znałam gdzieś przepadła. Pojawiła się zupełnie nowa, obca osoba, która
była drażniąco inna. Oczywiście starała się jak mogła, by tworzyć chociaż zarys
dawnej Baśki. Różnie jej to wychodziło. Denerwował mnie także stosunek Piotrka
do całej sytuacji. Chłopak zaczął negować Gajosa, a blondynki w ogóle się nie
czepiał. Nie było kłótni, krzyków, wzajemnego wyzywania się. Chora zabawa w
grzeczności. Oboje zachowywali się inaczej. Kilkakrotnie widziałam jak się
przytulali. Rzygać mi się chciało. Świat stanął do góry nogami.
Kwiecień miał się ku końcowi.
Pogoda była piękna. Promienie słoneczne ogrzewały wapienne skały, trawy i mchy.
Delikatnie ślizgały się po ciele pewnej blondynki, która ukryła się tu przed
światem. Leżała na plecach wpatrzona w niebo. Na jej ustach gościł błogi
uśmiech, a w oczach odmalowane było zrozumienie. Cieszyła się pięknem przyrody
i wewnętrznym spokojem. W końcu zrozumiała. Odnalazła go i było jej dobrze.
Kochała i cieszyła się miłością. Może to dziwne, że stara kopalnia wapienia
stała się miejscem jej kontemplacji. Pośród biało-żółtych skał odnalazła to,
czego poszukiwała. Zrozumiała, że jej zmarły przyjaciel cały czas był przy
niej. Szukała go wszędzie, a znalazła w swoim sercu. To właśnie wielogodzinne
rozmyślanie pośród skał kamieniołomu przyniosło upragnioną odpowiedź. Miała
pewność, że zawsze będzie przy niej. Wiedziała także, że spotka go, gdy tylko
osiągnie szczyt góry zwanej Życiem.
Po blisko
godzinie wpatrywania się w niebo, powoli usiadła. Sięgnęła po torbę, która
służyła jej do tej pory za poduszkę, wyjęła zeszyt i długopis. Zaczęła pisać.
25.04.2006 wtorek
I po raz kolejny jestem w
kamieniołomie, a raczej ponad nim. Jak zwał, tak zwał. Jestem szczęśliwa, bo
już wiem gdzie się podziałeś. Michał, dziękuję za Twoją miłość. Kocham Cię
braciszku. Ukryłeś się w moim sercu i kazałeś siebie szukać. To nic, że Twoje
ciało leży na Wzgórzach pośród innych umrzyków. Piszę, jakbym się zjarała. To
nic. I tak wiem, że Ty mnie zrozumiesz, bo zawsze tak było. Nie żyjesz, a
jednak istniejesz. Moja pamięć, moje serce, mój pamiętnik – to wszystko
sprawia, że wciąż trwasz. Nie zestarzejesz się, ale będziesz obserwować moje
poczynania.
Wiesz, leżałam sobie teraz.
Byłam sama, ale czułam Twoją obecność obok mnie. To tak, jakbyś leżał ze mną,
czuł ciepło słońca, widział niebo. Oddychałeś wraz ze mną. Serca biły w jednym
rytmie. Nie było Cię, a jednak byłeś. Dziękuję Ci za zrozumienie. I pamiętaj,
że przyjdę do Ciebie. Znowu będziemy razem. Znajdziemy się tam wszyscy. Mam
nadzieję, że mnie poznasz. Będę stara i brzydka, ale to wciąż będę ja. Musisz
uwierzyć na słowo. Ta pewność, że jednak się spotkamy daje mi siłę i
pocieszenie. Zobaczysz, że znowu Cię opierdolę. Tymczasem Twoją karą będzie
oczekiwanie na mnie, a moją wspinaczka. Gdy osiągnę szczyt, Ty już tam
będziesz.
Czekaj na mnie i nie waż się
znowu chować!
Schowała zeszyt i długopis.
Uśmiechała się i jednocześnie płakała. Na nowo poczuła w sobie siłę i chęć
życia. Odnalazła kolejny element układanki, którą była ona sama. Odbudowywała
powoli swój świat. Nic nie mogło być takie jak dawniej, ale stawało się
podobne. Z nią też tak było. Usłyszała kroki. Ktoś podszedł i usiadł obok niej.
Po chwili otoczyło ją czyjeś ramię. Poczuła pocałunek na policzku. Ciszę
zakłócił męski głos.
- Znowu tu jesteś.
- Śledziłeś mnie?
- Za pierwszym razem. Potem wiedziałem już gdzie
cię szukać.
- Chyba nie powinieneś, bo odnalazłeś coś nowego,
nieznanego.
- Basiu, daj spokój. Płakałaś? Znowu nie powiesz,
co było powodem. To nic. Nie będę naciskał. Kiedyś się dowiem.
- Skąd ta pewność?
- A nie powinienem mieć nadziei, że pewnego
pięknego dnia cię poznam? Dotychczas znałem dziewczynę mojego przyjaciela,
wredną, małą sucz, która odbierała mi znajomych. Potem pojawiła się zagubiona
dziewczynka, która udawała twardą. Teraz widzę radość i łzy. Nie mam pojęcia o
co chodzi. Mogę się tylko domyślać. Chodzi o Dominika? Daruj sobie, jesteś na
straconej pozycji.
- Pogodziłam się już z myślą, że go nie odzyskam.
Ma teraz swój własny świat, ja do niego nie należę i chyba dobrze mi z tym.
Chcesz poznać prawdziwą Baśkę Donovan? – patrzyła prosto w te brązowe tęczówki.
Rzuciła mu wyzwanie. Było jak za dawnych czasów. Teraz pozostało czekać na to,
by chłopak je podjął.
- Dajesz mała – chłopak uśmiechnął się złośliwie.
Pamięć przywiodła wspomnienie każdej konfrontacji. Właśnie taką ją polubił.
- Opowiem ci coś, ale nie przerywaj. Tatek
powiedział wam o wypadku. Oszczędził jednak szczegółów. Wyszłam z niego
powiedzmy, że cało. Andrzej na dwa tygodnie wylądował w szpitalu. Był połamany,
uszkodzony, częściowo pozbawiony pamięci. Oboje mieliśmy szczęście, bo żyliśmy.
Michał zginął na miejscu. Chyba już nigdy nie będę kojarzyć szóstego grudnia z
czymś przyjemnym. Zapewne dziwisz się, że mówię o tym tak spokojnie, bez
emocji. Uwierz, że miałam wiele czasu by oswoić się ze wspomnieniem tamtego
wieczoru. Załamałam się, byłam sama. Nie szukałam jednak towarzystwa. Nie wiem
dlaczego, ale moja psychika znalazła sobie kogoś, kto pomógł mi wyjść z tego
wszystkiego.
Widział jej ból, czekał na
kolejne słowa. Nie powiedziała nic więcej. Przyciągnął ją do siebie. Ujął jej
twarz w swoje dłonie. Patrzył na łzy. Spoglądał na najprawdziwszą Baśkę
Donovan. Uczuł dziką chęć pocałowania jej. Poszedł za impulsem. Zaskoczył ją
brutalnością, jednak nie przeraził. Pojęła jego grę. Przez dłuższą chwilę ich
pocałunki były walką. Na sam koniec stały się czułe, delikatne. Dziewczyna
powoli odsunęła głowę. Pogładziła dłoń, która wciąż trzymała jej twarz.
- Dziękuję – szepnęła.
- Za co?
- Za to, że uwolniłeś mnie z pewnego czarnego
miejsca. Nie każ mi tego tłumaczyć. I na razie nikomu nie mów.
- Sama musisz im powiedzieć, a zwłaszcza
Dominikowi. Jesteś mu to winna. Basiu, mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką?
- Pocałuj mnie raz jeszcze.
- Piotruś, czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny?
- Przypadkiem mam. Więc jak będzie?
Nie czekając na odpowiedź
delikatnie musnął usta blondynki. Tym razem zaczęli powoli, by móc cieszyć się sobą
nawzajem. Jak to się stało, że oni, którzy mieli swoje zasady, tak po prostu je
odrzucili? Sami tego nie wiedzieli. Prowadzili niebezpieczną grę, która mogła
mieć zgubne skutki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz