Dwudziestego siódmego lutego
roku dwa tysiące i sześć przeżyłam szok. W sumie to nie tylko ja. Był
poniedziałek. Pierwszy dzień nowego semestru. Godzina gdzieś tak przed ósmą, bo
nie zaczęła się jeszcze pierwsza lekcja. Siedzieliśmy wtedy w szatni mojej
wspaniałej klasy. Boski zapach zapoconych nóg, którym przesiąkły buty nie
przeszkadzał nam ani trochę. W sumie, każde miejsce jest dobre, by sobie
zapalić. Do szczęścia brakowało mi tylko Kuby, który dopiero późnym popołudniem
miał wrócić z obozu sportowego. Ci piłkarze… Zawracają dziewczętom w głowach, a
potem skazują na spędzanie walentynek wraz z kumplami. Nie żałowałam jednak, że
tamtego dnia siedziałam w EB, bo było warto. Wracając jednak do sytuacji z
owego poniedziałku… Niejednokrotnie zastanawiałam się, co by było, gdyby pewnego
dnia Baśka wróciła do szkoły. Właśnie tamtego dnia poznałam odpowiedź. W
momencie, gdy wyszliśmy z podziemi, zdawało mi się, że ją zobaczyłam.
Dziewczyna miała identyczne włosy tyle, że ta była chudsza i ubrana na
szaro-czarno. Nawet nie pokazywałam jej chłopakom, bo i tak nie zwróciliby
uwagi na jakąś nową. Nie było powodu. Tylko ktoś przebojowy zasługiwał na
uwagę. Poza tym, wspominanie o Baśce w pobliżu Gaika było ryzykowne. Moje uszy
miały już dość wyzwisk, ona nie zasługiwała na większość z nich. To było jej
życie i robiła z nim co chciała, jak widać, my do niego nie należeliśmy. Bywa i
tak… Jakaż ja wtedy byłam głupia! Powinnam była wierzyć, ufać i mieć nadzieję.
Zawiodłam ją i siebie. Ciekawe, czy zrobiłabym to samo, wiedząc, że trzy lata
później zniknie z mojego życia i już więcej nie wróci? Zapewne nie. Łatwiej
byłoby mi, gdybym już wtedy miała wgląd do jej pamiętnika. Czas najgorszej
żałoby wionął pustkami. Jednak częściowo wiem jak się czuła. Wiem także, co
odczuwaliśmy my, gdy przez nieuwagę weszliśmy wprost na nią. Szok, przerażenie,
zakłopotanie, złość, frustracja, żal, radość, współczucie i ta cholerna duma,
która kazała nam zostać na miejscu…
To było jak spotkanie z duchem.
W pierwszej chwili Magda i chłopcy byli przerażeni. Wpatrywali się w te niegdyś
tak piękne i żywe oczy, które teraz były najzwyklejsze w świecie. Widzieli w
nich cierpienie, ale bardziej skupiali się na tym, że nie mają już swojego
blasku. Dawniej rumiana twarz była teraz blada i wychudzona. Wydawała się wręcz
brzydką z tymi ogromnymi, podkrążonymi i zapadniętymi oczyma, bladymi ustami.
Dziewczyna wyglądała jak śmierć. Podejrzewali, że był to skutek choroby.
Dotarło do nich, że była ona bardzo ciężka. Wydawało im się jednak, że była to
choroba ciała. Nie tak sobie wyobrażali to spotkanie, większa część była pewna,
że jeśli wróci to bezczelnie popatrzy im w oczy, nie przeprosi i nie
skomentuje, ale znowu będzie z nimi. Oczyma wyobraźni widzieli rumianą, zdrową
twarz, zielono-niebieskie oczy, uśmiech i burzę blond loków. Chcieli znów
zobaczyć swoją lwicę, ujrzeli figurę woskową. Nie na taki widok byli
przygotowani…
Słyszała, że powroty bywają
trudne, nie myślała jednak, że aż tak. Stała naprzeciwko nich. Nie
podejrzewała, że spotkanie twarzą w twarz nastąpi tak szybko. Nie była
przygotowana na ich reakcje. Była tam, byli i oni. To było to właściwe miejsce.
Powinna być szczęśliwa, że ich widzi. Więc dlaczego czułą się obco? Znajdowali
się w miejscu, które połączyło ich ścieżki życiowe w jedną drogę. Czemu nie
czuli się swobodnie w swoim towarzystwie? Dawna więź została przerwana. Nowa…
To powinien być początek czegoś nowego. Wiedzieli o tym doskonale. Tak też się
stało: na nowo stanęli twarzą w twarz, jednakże tym razem wyczuwało się wrogość.
Młode serca biły przyspieszonym rytmem. I to właśnie ich łączyło, tylko w tym
byli zgodni. Przez te kilka miesięcy czekali na siebie, a gdy nadszedł czas
spotkania, po prostu byli. I właśnie w tym miejscu, właśnie w tym czasie coś
się zaczęło. Żadne z nich nie wiedziało, jaki będzie tego koniec. Silniejsi o
tę całą sytuację Magda, Piotrek, Łukasz i Dominik, a po przeciwnej stronie
barykady Baśka, która zbierała siły na konfrontację. Podobno należeli do tego
samego świata. Podobno byli jednością, idealną całością… Podobno ich serca
grały wspólną nutę. Podobno byli przyjaciółmi. Stała tam, naprzeciwko nich.
Świat stał się nowy, a myślała, że to tylko ona się zmieniła. Chciała tam
zostać, ale nie była w stanie. Jednak coś stało na przeszkodzie w porozumieniu.
Nie wytrzymała napięcia, nie hamowała już łez. Pokazała im swoją słabość i
uciekła, nie pobiegli jej śladem… Bo byli oni i była ona.
Powrót do szkoły po blisko
trzech miesiącach nieobecności nie był łatwy. Krucha psychika Baśki miała
problem z normalnym funkcjonowaniem. Reakcja ludzi, których uważała za
przyjaciół przerosła ją. Nie była jeszcze gotowa, by stawić im czoła. Niestety
pojawiło się więcej przeszkód. Nauczyciele dali jej dwa tygodnie na
przyswojenie sobie zaległego materiału. Nie było ważnym, że wyglądała jak
nieboszczyk. Wróciła i nie mogła odstawać od reszty klasy. Musiała iść tym
samym tokiem nauczania, co inni. Było ciężko. Nie wyobrażała sobie dotąd, że
będzie aż tak źle. Dotąd widziała sens we wszystkim, nawet w śmierci matki i
swojej chorobie. Odkąd straciła przyjaciela stała się rozbitym lustrem, które
ktoś próbuje skleić. Jak odłamki szkła ranią palce głupca, który za wszelką
cenę próbuje naprawić szkodę, tak ona raniła siebie wmawiając sobie, że
widocznie na to zasłużyła. Sens sytuacji nie był dla niej dostrzegalny.
Wróciła do domu, ale nadal
katowała się wspomnieniem twarzy przyjaciół. Nazywała ich tak, chociaż nie
uważała ich za nich. Bo przyjaciołom można powiedzieć o wszystkim… Czemu więc,
nie szukała u nich pomocy po śmierci Michała? Określała ich w ten sposób
odruchowo. A przecież słowo koledzy było odpowiedniejsze. Powinna zastanowić
się nad tym, ale wolała położyć się na łóżku i spod poduszki wyciągnąć czarny
zeszyt w grubej oprawie, na okładce którego widniał opasły, różowy kot. Zaczęła
dzielić się swoim życiem z najlepszym powiernikiem. Zapisywała swoje życie na
kartkach dziennika.
27.02.2006 poniedziałek
Ostatni wpis był dokładnie trzy
miesiące temu. Piszę Cię kochany dzienniczku, ponieważ po latach chcę wrócić do
Ciebie, żeby mieć pewność, że wciąż pamiętam. O śmierci Michasia nie zapomnę
nigdy i to nie chodzi o to, że w niej uczestniczyłam. Nigdy nie zapomnę tej
ciemności, która otaczała mnie z wszech stron. Upadłam na samo dno, straciłam
nie tylko jego i Dominika. Szóstego grudnia zginęła Baśka, którą znali ludzie z
ELITY. Jej już nie ma i nigdy nie powróci w dawnej postaci. Nowa jest kruchą,
porcelanową laleczką, którą może zniszczyć nieuważny ruch. Nie jest to dobre.
„Posłuchaj,
opowiem Ci o bólu serca i o tym jak odszedł Bóg.
Opowiem Ci o beznadziejnej nocy, skromnym
pokarmie dla zapomnianych dusz. Opowiem Ci o dziewczynie
z kamiennym sercem. Powiem Ci, że zmarnowaliśmy świt, a tego nie wybaczy nam
żadne niebo.”*
To było tak, jakby odszedł Bóg…
Świat był pusty, ciemność narastała, a ja wciąż trwałam. Otaczała mnie,
osaczała, a ja nadal żyłam. Pragnęłam śmierci. Prosiłam o nią Stwórcę, ale on
pozostawał głuchy. Początkowo mogłam płakać, wtedy było dobrze. Później i tych
łez zabrakło. Zaczęło się najgorsze. Codziennie patrząc w lustro widziałam
ćpunkę na głodzie. I zachowywałam się właśnie tak, jakbym potrzebowała amfy lub
koki. Moim narkotykiem było rozpamiętywanie słów Andrew, a także wspominanie
martwej twarzy Michała. W pewnym momencie zaczęłam nawet wierzyć, że to moja
wina. Najgorsze było to, że nie potrafiłam już płakać. Wisiałam pomiędzy dwoma
światami do jednego nie dane było mi wejść, do drugiego wrócić. Nie wiem czemu,
ale czułam wszechogarniającą nienawiść. Nienawidziła mnie ta mała dziewczynka,
nienawidził pustynny krajobraz, nienawidziła ciemność. W końcu i ja zaczęłam
nienawidzić siebie samą. Byłam pewna, że Dominik i reszta również mnie
nienawidzą. W moje urodziny zobaczyłam twarz Czarnego. Patrzył na mnie z niemym
życzeniem śmierci. I właśnie wtedy coś się zmieniło. Ta nienawiść wciąż była,
jednak nie napierała już na mój umysł. Nie niszczyła mnie. Drugi luty był dniem
przełomu, jaki dokonał się w moim odczuwaniu świata.
Od tamtego czasu zaczął
pojawiać się czarny kształt. Nie wiem czemu, ale dla mnie był to Piotrek. Tak,
to właśnie Czarneckiemu zawdzięczam fakt, że nie zwariowałam. Z czasem czarny
kształt stał się postacią. Zaczął się proces jego ewolucji w człowieka. O dziwo
wszędzie było przerażająco czarno, ale czerń Czarnego, była czarniejsza. Wyróżniał
się z otoczenia. Nie mam pojęcia dlaczego to właśnie on, stał się moim wybawcą.
Nie chcę wiedzieć. Może kiedyś mu powiem… Zależy, czy będzie chciał ze mną
rozmawiać.
W walentynki wróciłam do świata
realnych ludzi, ale dla ELITY jestem teraz obca. Są oni i jestem ja. Sytuacja
co najmniej nieciekawa. Chyba już nigdy nie będzie podobnie jak kiedyś. Nie mam
pojęcia, czy uda mi się nawiązać z nimi więź chociaż w dwudziestu procentach
podobną do tej, którą wykształciła się pomiędzy nami kiedyś. Spaliłam za sobą
wszystkie mosty. Boże, czy pozwolisz mi je kiedykolwiek odbudować? Czy jeszcze
kiedyś będę mogła nazwać ich ludźmi z mojej planety? Czy dane mi będzie
odzyskać ich zaufanie? Boże, dlaczego skazałeś mnie na życie? Czyżby nie
nadszedł jeszcze mój czas? Czy mam coś jeszcze do zrobienia? Czy oni
kiedykolwiek mi wybaczą? Boże, proszę pozwól mi zrozumieć, gdzie jest sens
takiego życia.
Znów będziesz milczeć…
Zapewne nie podejrzewała, że
trzy lata później jej zapiski trafią do Magdy. Nie przeszło jej przez myśl, że
za kilka lat odda te najcenniejsze słowa, które nakreśliła jej ręka swojej
przyjaciółce. Wyobraźnia nigdy nie podsunęła jej pomysłu, aby pozostawić swą
skarbnicę wspomnień obcej osobie. Jednak owo świadectwo życia Baśki Donovan
miało przejść na własność Magdaleny Abramczuk. Kara nigdy nie mogła być
trafniejszą.
* The
Doors – The Wasp (Texas Radio an a Big Beat)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz