poniedziałek, 30 lipca 2012

09. Powrót


Dwudziestego siódmego lutego roku dwa tysiące i sześć przeżyłam szok. W sumie to nie tylko ja. Był poniedziałek. Pierwszy dzień nowego semestru. Godzina gdzieś tak przed ósmą, bo nie zaczęła się jeszcze pierwsza lekcja. Siedzieliśmy wtedy w szatni mojej wspaniałej klasy. Boski zapach zapoconych nóg, którym przesiąkły buty nie przeszkadzał nam ani trochę. W sumie, każde miejsce jest dobre, by sobie zapalić. Do szczęścia brakowało mi tylko Kuby, który dopiero późnym popołudniem miał wrócić z obozu sportowego. Ci piłkarze… Zawracają dziewczętom w głowach, a potem skazują na spędzanie walentynek wraz z kumplami. Nie żałowałam jednak, że tamtego dnia siedziałam w EB, bo było warto. Wracając jednak do sytuacji z owego poniedziałku… Niejednokrotnie zastanawiałam się, co by było, gdyby pewnego dnia Baśka wróciła do szkoły. Właśnie tamtego dnia poznałam odpowiedź. W momencie, gdy wyszliśmy z podziemi, zdawało mi się, że ją zobaczyłam. Dziewczyna miała identyczne włosy tyle, że ta była chudsza i ubrana na szaro-czarno. Nawet nie pokazywałam jej chłopakom, bo i tak nie zwróciliby uwagi na jakąś nową. Nie było powodu. Tylko ktoś przebojowy zasługiwał na uwagę. Poza tym, wspominanie o Baśce w pobliżu Gaika było ryzykowne. Moje uszy miały już dość wyzwisk, ona nie zasługiwała na większość z nich. To było jej życie i robiła z nim co chciała, jak widać, my do niego nie należeliśmy. Bywa i tak… Jakaż ja wtedy byłam głupia! Powinnam była wierzyć, ufać i mieć nadzieję. Zawiodłam ją i siebie. Ciekawe, czy zrobiłabym to samo, wiedząc, że trzy lata później zniknie z mojego życia i już więcej nie wróci? Zapewne nie. Łatwiej byłoby mi, gdybym już wtedy miała wgląd do jej pamiętnika. Czas najgorszej żałoby wionął pustkami. Jednak częściowo wiem jak się czuła. Wiem także, co odczuwaliśmy my, gdy przez nieuwagę weszliśmy wprost na nią. Szok, przerażenie, zakłopotanie, złość, frustracja, żal, radość, współczucie i ta cholerna duma, która kazała nam zostać na miejscu…
To było jak spotkanie z duchem. W pierwszej chwili Magda i chłopcy byli przerażeni. Wpatrywali się w te niegdyś tak piękne i żywe oczy, które teraz były najzwyklejsze w świecie. Widzieli w nich cierpienie, ale bardziej skupiali się na tym, że nie mają już swojego blasku. Dawniej rumiana twarz była teraz blada i wychudzona. Wydawała się wręcz brzydką z tymi ogromnymi, podkrążonymi i zapadniętymi oczyma, bladymi ustami. Dziewczyna wyglądała jak śmierć. Podejrzewali, że był to skutek choroby. Dotarło do nich, że była ona bardzo ciężka. Wydawało im się jednak, że była to choroba ciała. Nie tak sobie wyobrażali to spotkanie, większa część była pewna, że jeśli wróci to bezczelnie popatrzy im w oczy, nie przeprosi i nie skomentuje, ale znowu będzie z nimi. Oczyma wyobraźni widzieli rumianą, zdrową twarz, zielono-niebieskie oczy, uśmiech i burzę blond loków. Chcieli znów zobaczyć swoją lwicę, ujrzeli figurę woskową. Nie na taki widok byli przygotowani…
Słyszała, że powroty bywają trudne, nie myślała jednak, że aż tak. Stała naprzeciwko nich. Nie podejrzewała, że spotkanie twarzą w twarz nastąpi tak szybko. Nie była przygotowana na ich reakcje. Była tam, byli i oni. To było to właściwe miejsce. Powinna być szczęśliwa, że ich widzi. Więc dlaczego czułą się obco? Znajdowali się w miejscu, które połączyło ich ścieżki życiowe w jedną drogę. Czemu nie czuli się swobodnie w swoim towarzystwie? Dawna więź została przerwana. Nowa… To powinien być początek czegoś nowego. Wiedzieli o tym doskonale. Tak też się stało: na nowo stanęli twarzą w twarz, jednakże tym razem wyczuwało się wrogość. Młode serca biły przyspieszonym rytmem. I to właśnie ich łączyło, tylko w tym byli zgodni. Przez te kilka miesięcy czekali na siebie, a gdy nadszedł czas spotkania, po prostu byli. I właśnie w tym miejscu, właśnie w tym czasie coś się zaczęło. Żadne z nich nie wiedziało, jaki będzie tego koniec. Silniejsi o tę całą sytuację Magda, Piotrek, Łukasz i Dominik, a po przeciwnej stronie barykady Baśka, która zbierała siły na konfrontację. Podobno należeli do tego samego świata. Podobno byli jednością, idealną całością… Podobno ich serca grały wspólną nutę. Podobno byli przyjaciółmi. Stała tam, naprzeciwko nich. Świat stał się nowy, a myślała, że to tylko ona się zmieniła. Chciała tam zostać, ale nie była w stanie. Jednak coś stało na przeszkodzie w porozumieniu. Nie wytrzymała napięcia, nie hamowała już łez. Pokazała im swoją słabość i uciekła, nie pobiegli jej śladem… Bo byli oni i była ona.
Powrót do szkoły po blisko trzech miesiącach nieobecności nie był łatwy. Krucha psychika Baśki miała problem z normalnym funkcjonowaniem. Reakcja ludzi, których uważała za przyjaciół przerosła ją. Nie była jeszcze gotowa, by stawić im czoła. Niestety pojawiło się więcej przeszkód. Nauczyciele dali jej dwa tygodnie na przyswojenie sobie zaległego materiału. Nie było ważnym, że wyglądała jak nieboszczyk. Wróciła i nie mogła odstawać od reszty klasy. Musiała iść tym samym tokiem nauczania, co inni. Było ciężko. Nie wyobrażała sobie dotąd, że będzie aż tak źle. Dotąd widziała sens we wszystkim, nawet w śmierci matki i swojej chorobie. Odkąd straciła przyjaciela stała się rozbitym lustrem, które ktoś próbuje skleić. Jak odłamki szkła ranią palce głupca, który za wszelką cenę próbuje naprawić szkodę, tak ona raniła siebie wmawiając sobie, że widocznie na to zasłużyła. Sens sytuacji nie był dla niej dostrzegalny.
Wróciła do domu, ale nadal katowała się wspomnieniem twarzy przyjaciół. Nazywała ich tak, chociaż nie uważała ich za nich. Bo przyjaciołom można powiedzieć o wszystkim… Czemu więc, nie szukała u nich pomocy po śmierci Michała? Określała ich w ten sposób odruchowo. A przecież słowo koledzy było odpowiedniejsze. Powinna zastanowić się nad tym, ale wolała położyć się na łóżku i spod poduszki wyciągnąć czarny zeszyt w grubej oprawie, na okładce którego widniał opasły, różowy kot. Zaczęła dzielić się swoim życiem z najlepszym powiernikiem. Zapisywała swoje życie na kartkach dziennika.

27.02.2006 poniedziałek
Ostatni wpis był dokładnie trzy miesiące temu. Piszę Cię kochany dzienniczku, ponieważ po latach chcę wrócić do Ciebie, żeby mieć pewność, że wciąż pamiętam. O śmierci Michasia nie zapomnę nigdy i to nie chodzi o to, że w niej uczestniczyłam. Nigdy nie zapomnę tej ciemności, która otaczała mnie z wszech stron. Upadłam na samo dno, straciłam nie tylko jego i Dominika. Szóstego grudnia zginęła Baśka, którą znali ludzie z ELITY. Jej już nie ma i nigdy nie powróci w dawnej postaci. Nowa jest kruchą, porcelanową laleczką, którą może zniszczyć nieuważny ruch. Nie jest to dobre.
„Posłuchaj, opowiem Ci o bólu serca i o tym jak odszedł Bóg. Opowiem Ci o beznadziejnej nocy, skromnym pokarmie dla zapomnianych dusz. Opowiem Ci o dziewczynie z kamiennym sercem. Powiem Ci, że zmarnowaliśmy świt, a tego nie wybaczy nam żadne niebo.”*
To było tak, jakby odszedł Bóg… Świat był pusty, ciemność narastała, a ja wciąż trwałam. Otaczała mnie, osaczała, a ja nadal żyłam. Pragnęłam śmierci. Prosiłam o nią Stwórcę, ale on pozostawał głuchy. Początkowo mogłam płakać, wtedy było dobrze. Później i tych łez zabrakło. Zaczęło się najgorsze. Codziennie patrząc w lustro widziałam ćpunkę na głodzie. I zachowywałam się właśnie tak, jakbym potrzebowała amfy lub koki. Moim narkotykiem było rozpamiętywanie słów Andrew, a także wspominanie martwej twarzy Michała. W pewnym momencie zaczęłam nawet wierzyć, że to moja wina. Najgorsze było to, że nie potrafiłam już płakać. Wisiałam pomiędzy dwoma światami do jednego nie dane było mi wejść, do drugiego wrócić. Nie wiem czemu, ale czułam wszechogarniającą nienawiść. Nienawidziła mnie ta mała dziewczynka, nienawidził pustynny krajobraz, nienawidziła ciemność. W końcu i ja zaczęłam nienawidzić siebie samą. Byłam pewna, że Dominik i reszta również mnie nienawidzą. W moje urodziny zobaczyłam twarz Czarnego. Patrzył na mnie z niemym życzeniem śmierci. I właśnie wtedy coś się zmieniło. Ta nienawiść wciąż była, jednak nie napierała już na mój umysł. Nie niszczyła mnie. Drugi luty był dniem przełomu, jaki dokonał się w moim odczuwaniu świata.
Od tamtego czasu zaczął pojawiać się czarny kształt. Nie wiem czemu, ale dla mnie był to Piotrek. Tak, to właśnie Czarneckiemu zawdzięczam fakt, że nie zwariowałam. Z czasem czarny kształt stał się postacią. Zaczął się proces jego ewolucji w człowieka. O dziwo wszędzie było przerażająco czarno, ale czerń Czarnego, była czarniejsza. Wyróżniał się z otoczenia. Nie mam pojęcia dlaczego to właśnie on, stał się moim wybawcą. Nie chcę wiedzieć. Może kiedyś mu powiem… Zależy, czy będzie chciał ze mną rozmawiać.
W walentynki wróciłam do świata realnych ludzi, ale dla ELITY jestem teraz obca. Są oni i jestem ja. Sytuacja co najmniej nieciekawa. Chyba już nigdy nie będzie podobnie jak kiedyś. Nie mam pojęcia, czy uda mi się nawiązać z nimi więź chociaż w dwudziestu procentach podobną do tej, którą wykształciła się pomiędzy nami kiedyś. Spaliłam za sobą wszystkie mosty. Boże, czy pozwolisz mi je kiedykolwiek odbudować? Czy jeszcze kiedyś będę mogła nazwać ich ludźmi z mojej planety? Czy dane mi będzie odzyskać ich zaufanie? Boże, dlaczego skazałeś mnie na życie? Czyżby nie nadszedł jeszcze mój czas? Czy mam coś jeszcze do zrobienia? Czy oni kiedykolwiek mi wybaczą? Boże, proszę pozwól mi zrozumieć, gdzie jest sens takiego życia.
Znów będziesz milczeć…

Zapewne nie podejrzewała, że trzy lata później jej zapiski trafią do Magdy. Nie przeszło jej przez myśl, że za kilka lat odda te najcenniejsze słowa, które nakreśliła jej ręka swojej przyjaciółce. Wyobraźnia nigdy nie podsunęła jej pomysłu, aby pozostawić swą skarbnicę wspomnień obcej osobie. Jednak owo świadectwo życia Baśki Donovan miało przejść na własność Magdaleny Abramczuk. Kara nigdy nie mogła być trafniejszą.
  

* The Doors – The Wasp (Texas Radio an a Big Beat)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz