Minął cały tydzień. Moja nowa sąsiadka zdążyła
znaleźć sobie oddanych kompanów, a także wrogów. Wśród tych pierwszych
znalazłam się ja i można powiedzieć, że czworo chłopców z jej rocznika.
Niestety Baśka zadarła sobie z przewodniczącą szkoły, a co za tym idzie z
dwójką nauczycieli, którzy na nieszczęście byli jej rodzicami. Mimo tego, że
byłam starsza od tej piątki o rok, czułam się z nimi wyjątkowo dobrze. Na swój
sposób, każde z nich było uroczym bobasem. Różnica wieku nie grała roli, a my
znaleźliśmy wspólny język. Stało się tak dzięki Baśce. Chłopcy znali się od
zawsze, bo mieszkali po sąsiedzku, my byłyśmy obce, a zarazem swoje. Nie brzmi
to logicznie, ale jednak tak właśnie było. Bardzo szybko ich polubiłam tak, jak
oni mnie. Byli bezproblemowi. Od razu wpadł mi w oko Jakub - wysoki,
ciemnowłosy młodzieniec o zniewalającym uśmiechu. Drugi z nich – Łukasz miał
słodki dołeczek w policzku i był najniższy z nich wszystkich, co nie oznacza,
że był niski. Po prostu tamci trzej jedli za dużo kurczaków, które ktoś musiał
karmić hormonem wzrostu. Innego wyjścia nie ma. Kolejnym członkiem naszej
„paczki” był Piotr. Wydawał się strasznie nieśmiały, ale to tylko pozory. Na
wstępie powiedział nam, że jest zajęty. To chyba po to, żebyśmy pozbyły się
złudzeń. Jego wyznanie spowodowało, że Baśka zakrztusiła się kanapką, a ja o
mało nie spadłam z ławki, na której siedziałam. Z całą pewnością obie byłyśmy
niezainteresowane. Dominik… Trudno opisać go w kilku słowach. Był strasznym
babiarzem. Uganiał się za większą częścią dziewczyn z gimnazjum, a one za nim.
Trzeba mu jednak przyznać, że miał ogromne poczucie humoru, a także był
pomysłowy. W sumie to trudno było, oprzeć się tym jego niebieskim oczom… Tak
głębokiego odcienia granatu nigdy dotąd nie widziałam. To było coś cudownego. W
sumie on sam taki był. Wyjątkowy… Nie sądzę, by kogoś zdziwił fakt, że próbował
poderwać Baśkę. A ona… Ona go wprost nie znosiła. Nie potrafiła wytrzymać z nim
dłużej, niż pięć minut z zegarkiem w ręku. Tak między nami, uwielbiałam patrzeć
na to, jak się kłócą. Generalnie sprawa miała się tak, że on za nią szalał, a
ona w miarę możliwości, unikała go jak ognia. Cudowne połączenie. Pasowali do
siebie i to nie tylko kolorem włosów. Z góry było wiadomo, że będą razem. Baśka
musiała dojrzeć do tej prawdy…
Swoją drogą poznałam ją w dosyć niecodzienny
sposób. Drugiego września przyszła do naszego domu z pytaniem, czy może wejść
do ogrodu i ściągnąć swojego kota z drzewa. Kiedy tata wyjrzał przez okno, ze
zdziwieniem stwierdził, że na jednej z gałęzi jabłoni utkwił futrzak. Po
ruchach paszczy wywnioskował, że zwierzak miauczy. Całej sytuacji komizmu dodał
fakt, iż pod drzewem warował nasz bernardyn. Widocznie pilnował intruza.
Zwierzęta są dziwne, ale tak to już w życiu bywa, że inteligencję posiada
gatunek homo sapiens. Moja sąsiadka zabiłaby mnie, za takie stwierdzenie.
Niestety nie ma jej tu… Wracając jednak do myśli przewodniej, czyli kota, który
siedział wystraszony na drzewie, w oczekiwaniu na ratunek… Był on moją jedyną
szansą na poznanie blondynki. Oczywiście wykorzystałam ją. Zaproponowałam pomoc
w ratowaniu futrzaka. Stojąc pod drzewem, stwierdziłam, że kot był ogromny, a
ważył ponad dziesięć kilo. Wyraziłam swoją obawę co do nadwagi zwierzaka. Moja
nowa znajoma nieźle się z tego uśmiała. Powiedziała mi w sekrecie, że to kot
norweski leśny. Wiedzieliście, że te futrzaki mogą ważyć od 4,5 do 8 kilo? Ja
nie… Dziewczyna nie miała najmniejszych problemów ze ściągnięciem go drzewa. Wyglądała komicznie, z tymi
dziesięcioma kilogramami futra w ramionach. Widać było, że zwierzę dużo dla
niej znaczy. Nie pytałam, czemu jest z nim tak związana. Sama mi powiedziała.
Miłe panie, które zajmowały się uświadamianiem sąsiadów kto i z kim co robił,
nie wiedziały, że matka dziewczyny umarła na raka krwi. Baśka też miała
białaczkę. Wyleczyli ją, ale nawrót choroby był możliwy. Rak, to rak, więc tym
razem mogła mieć go gdzieś indziej. To dziwne, że trzynastolatka mówiła o tym z
takim spokojem. W jednej chwili pojęłam, że ta dziewczyna pragnie przeżyć swoje
życie w taki sposób, by niczego nie żałować, a doświadczyć możliwie, jak
najwięcej. Zaufała mi…
Mówi się, że
buntownik to ktoś, kto próbuje obalić dotychczasowy porządek, bo tak mu
wygodniej. Taka osoba jest zła, a nawet mówi się, że pochodzi od Szatana.
Buntownik jest jednak osobą, która próbuje zrewolucjonizować świat. Na kartach
historii zapisało się wielu rewolucjonistów. Juliusz Cezar, Marcin Luter, Jan
Kalwin, Napoleon Bonaparte, Karol Marks, Lenin, Adolf Hitler i Józef Stalin
byli nasieniem Zła. Rewolucja zawsze kojarzy się z czymś, co nie pochodzi od
Boga. Nie jest to do końca prawdą. Nie trzeba szukać daleko, by znaleźć Jezusa,
Mahometa, Buddę, czy Konfucjusza. Oni nie zmienili świata na gorsze. Każdy
buntownik jest rewolucjonistą, każda rewolucja przynosi zarówno zło, jak i
dobro. A święci? Oni też rewolucjonizują świat. Tyle, że kościół wywyższa ich
ponad resztę społeczeństwa. Czy słusznie? Tego nikt nie wie… Nawet papież Jan
Paweł II rewolucjonizował świat…
Trzynastolatka,
która próbuje naprawić system wartości wiejskiego gimnazjum. Okrzyknęli ją
buntowniczką. Okazała się niebezpieczna, a szukała przyjaciół. Była symbolem
sprzeciwu piątki znajomych. Po prostu pragnęła sprawiedliwości. Podpadła dwójce
nauczycieli i ich córce. Nie pozwoliła sobą pomiatać, przez co rozpętała wojnę,
która trwała nieprzerwanie, przez trzy lata. Nie wszyscy byli przeciwko niej…
Zjednała sobie wielu, jednak to było za mało… Dla szkoły była kłopotem.
Baśka Donovan
wzbudziła swym przybyciem sensację. Była tu całkowicie nowa, nikomu nieznana…
Szybko znalazła podobnych sobie. Razem z nią kochali wolność, zaczęli śpiewać
na podaną im nutę piosenkę rewolucji, stworzyli zgrany zespół. Oczywiście nie
każdy był ulubieńcem blondynki. Z czasem udawana niechęć przerodziła się w
skrywane uczucie i dziewczyna miała poważny kłopot. Zanim jednak do tego doszło,
przemierzała szkolny dziedziniec w poszukiwaniu swojej paczki. Niezmiernie się
ucieszyła, gdy w końcu wypatrzyła chłopców. Szybko do nich podeszła, ale tak,
by pozostać niezauważoną. Uwielbiała ich zaskakiwać.
- Cześć chłopaki – powitanie
skierowane było do całości, ale tylko Kuba, Łukasz i przypadkowo Piotr zostali
obdarowani buziakiem w policzek. Ten ostatni zdradzał z tego powodu widoczne
niezadowolenie. – Przepraszam, zapomniałam, że z tobą można tylko rozmawiać.
Wiesz, najlepiej będzie, jeśli umyjesz policzek… Twoja dziewczyna, nie poczyta
ci tego za zdradę, bo nie będzie przecież miała dowodów.
- Emilka nie musi się niczego obawiać,
nigdy bym jej nie zdradził – powiedział to tak urażonym tonem, że dziewczyna
mimowolnie wybuchła śmiechem. – I z czego rżysz?
- Angielka widocznie ma powody, które
są utajone dla zwykłych śmiertelników, prawda bogini? – do rozmowy wtrącił się
milczący dotąd Dominik.
- Angielka to może być klacz… Koniem
się nie poczuwam, więc niech sobie ów śmiertelnik nie żartuje, a bogowie nie
rozmawiają z kimś, kto na to nie zasłużył. Zapamiętaj to kretynie.
- Chodziło mi
o obywatelstwo, panno kapryśna…
- Dla twojej blond wiadomości: mam
polskie obywatelstwo tak, jak moi rodzice.
- Ale…
- Ploty, ploty i jeszcze raz ploty…
Zacznij używać swojego mózgu, bo powinieneś go posiadać.
- Wredna
jesteś…
- Wiem – powiedziała to z tak
rozbrajającą szczerością, że chłopak nie potrafił, nie roześmiać się. Nie
zostało mu to poczytane za złe. Dziewczyna patrzyła na niego przez dłuższą
chwilę, z bliżej nie określonym wyrazem twarzy. Rozważała, czy nadawałby się na
kogoś, kto zdenerwowałby Michała. Za wszelką cenę pragnęła mu dopiec. W sumie
cena nie była zbyt wysoka, bo Dominik prezentował się całkiem nieźle, nie był
też jakoś specjalnie głupszy od reszty chłopaków. Co prawda nie przyznałaby się
do tego, ale chłopak po prostu jej się podobał. Nie było w tym nic złego, a
przynajmniej dla ogółu. Ona mogła mieć odmienne zdanie, bo często je miała. Nie
lubiła być taka jak inni, nie potrafiła żyć według schematu. Nikt nie miał
prawa mówić jej co ma robić. Nie raz zdarzyło się, że odrzucała wszelkie swoje
zasady, by komuś coś udowodnić lub by coś zdobyć. Na samym początku rozważała
możliwość rozwalenia związku Piotra, ale porzuciła to, gdyż udawanie niedostępnej
księżniczki wydało się jej lepszym rozwiązaniem. – A powiesz mi coś, czego nie
wiem?
- Piękna jesteś – odparł bez
zastanowienia.
- Liczyłam, że się wysilisz –
powiedziała robiąc smutną minkę. – Myślisz, że godziny spędzone przed lustrem i
te, które spędziłam przy obróbce zdjęć nie uświadomiły mnie o tym? Jeśli tak,
to w błędzie jesteś…
- Zrobię dla ciebie wszystko…
- Wszystko?
- Tak – tym razem też się nie
zastanawiał.
- Daj mi szczęście…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz