wtorek, 31 lipca 2012

25. Świat oczami Emilii


            Poniedziałek - dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Msza, jak to msza - dłużyła się nam okropnie. Poszliśmy na nią tylko dlatego, że Baśka tego chciała. Po blisko godzinie w kościele wreszcie udaliśmy się w stronę budynku Zespołu Szkół im. Bohaterów Westerplatte. Taaa... Teraz miało zacząć się najlepsze. Wspaniały apel, który miał nam przypomnieć, że sześćdziesiąt siedem lat temu zaczęła się II wojna światowa. Bite pół godziny słuchania o męstwie patronów, fałszu Ruskich i nadmiernej miłości Hitlera. Cudowny poniedziałkowy poranek. Marzyłam wtedy o tym, by zdzielić Baśkę w łeb za wszystkie krzywdy, których doznały moje uszy i oczy.
            A wiecie co w tym wszystkim było najdziwniejsze? Z pewnością nie. Otóż tamtego dnia uświadomiłam sobie, że za rok już nie będzie mnie w tej szkole. No niby mogłam zostać i uczyć się w naszym podrzędnym liceum albo technikum, bo oba budynki mieściły się w pobliżu gimnazjum, ale chciałam się wyrwać. No wiecie - Kraków, nowe możliwości i znajomości. Ciągnęło mnie do nieznanej przygody. Oczywiście żal było zostawiać to wszystko i ich. Jednakże wiedziałam, że będą wieczory i weekendy. Ta rozłąka nie mogłaby przecież wpłynąć na naszą paczkę. Byliśmy z jednej planety. Wmawiałam sobie, że to nic nie zmieni. W głębi duszy bałam się.
Nie wiem dlaczego, ale spojrzałam na Baśkę. Siedziała wtulona w Piotrka. Niechętnie musiałam przyznać, że ślicznie razem wyglądali. Nie zazdrościłam jednak naszej Blondy. Nie dość, że Wiśnia się na nią uwziął, to jeszcze Emilka patrzyła na nią z chęcią mordu. Odwróciła głowę w moją stronę. Spojrzała na mnie, uśmiechając się. Coś w tym uśmiechu dało mi gwarancję, że ten rok będzie niezapomniany. Obawy zniknęły, a dyrektorka kazała nam rozejść się do klas.
            Przez cały czas trwania akademii patrzyła tylko na nich. Na ukochanego chłopaka, który tulił do siebie ową żmiję. Człowiek, który złamał jej serce, miał czelność afiszować się swoim nowym nabytkiem. Nie winiła go. Wiedziała, że Donovan udawała pokrzywdzoną przez los tylko po to, by odebrać jej chłopaka. Piotrek był nieświadomy intryg, które snuła, niczym zmutowana pajęczyca przędąca swoją sieć. Z pewnością owa ruda suka udawała. A biedny, naiwny Czarny chciał jej tylko pomóc. Szymon miał rację – ździra była potworem. Niszczyła wszystkich i wszystko. Tak samo teraz rozwaliła związek Emilki. O tak… Panna Gruca była pewna, że wszystkiemu winna jest tylko Baśka.
            To dziwne, że można kochać wyobrażenie o danej osobie. Tak przecież było w tym przypadku. Trzynastolatka wykreowała w swojej głowie idealnego chłopaka i święcie wierzyła, że taki jest w rzeczywistości. Nie zauważała przy tym, że Piotrek odbiega od ideałów dziewczyny. To co ona nazywała miłością, dla niego było najzwyczajniejszym, idiotycznym udawaniem. W rzeczywistości w ogóle go nie znała. Jednakże skoro niebo jest niebieskie, dlaczego on nie miałby być spełnieniem marzeń? Owszem, był. Problem w tym, że to nie ona go sobie wymarzyła.
            Machinalnie wstała, gdy z krzeseł powstali inni. Szła kilka kroków za nim. Za najdroższym, najukochańszym, najwspanialszym… Gdyby nie najbliższa przyjaciółka, która była nieświadoma cierpienia Emilki, z pewnością poszłaby za nim. Problem w tym, że jej sala znajdowała się na piętrze. W końcu Dagmara zaniepokojona dziwnym zachowaniem dziewczyny, zadała najprostsze pytanie.
- Em, wszystko w porządku? – troska w jej głosie wskazywała na to, że jednak znalazł się ktoś, kto polubił ową nastolatkę.
- Ta szmata mi go zabrała!
- Kto?
- Donovan. Nienawidzę jej! Rozumiesz?! Nabrała go. Ciągle udaje! Chce mu zrobić to samo, co Gaikowi. Nie pozwolę jej! – łzy i zrozpaczony głos.
- Jesteś pewna, że tego nie chciał?
- To proste. Przecież to mnie kocha. Musiała mu czymś zagrozić. Zapewne chciała mi coś zrobić, tak z pewnością. Ona ciągle patrzy na mnie jak na kogoś, kogo trzeba usunąć.
- Masz rację, on nie widzi poza tobą nikogo i niczego. Jesteś dla niego najważniejsza. Musisz znaleźć sobie sprzymierzeńca w walce z tą psychopatką.
            Słowa Dagmary dotarły do Emilii dopiero po chwili. Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, kto mógłby jej pomóc. Przecież nie mogła, się poddać. Musiała walczyć o swoją miłość. Potrzebowała tylko silnego sojusznika. Przyjaciele Piotrka odpadali, bo nawet Dominik, nie chciałby zadrzeć z Donovan. Cały czas zastanawiała się jednak, gdzie szukać pomocy. Na tych rozmyślaniach minęło jej dziesięciominutowe spotkanie z wychowawcą. Wyszła z sali zaraz za przyjaciółką, która na wszelki wypadek chwyciła ją za rękę. Widać nie chciała jej zgubić. Szły tak korytarzem, po schodach, by w końcu stanąć na dziedzińcu szkolnym. Wtedy w tłumie mignęła jej znajoma twarz. Ten bezczelny uśmiech był gwarancją powodzenia jej planu. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej telefon. Bez trudu znalazła pożądany numer.
- Wiśnia, musimy się spotkać – głos jej drżał, gdy wymawiała te słowa. – Mamy wspólnego wroga, więc zniszczmy go razem.
            Była pewna, że znalazła doskonałego sprzymierzeńca. W końcu oboje nienawidzili Baśki równie mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz