Poniedziałek
- dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Msza, jak to msza - dłużyła się nam
okropnie. Poszliśmy na nią tylko dlatego, że Baśka tego chciała. Po blisko
godzinie w kościele wreszcie udaliśmy się w stronę budynku Zespołu Szkół im.
Bohaterów Westerplatte. Taaa... Teraz miało zacząć się najlepsze. Wspaniały
apel, który miał nam przypomnieć, że sześćdziesiąt siedem lat temu zaczęła się
II wojna światowa. Bite pół godziny słuchania o męstwie patronów, fałszu
Ruskich i nadmiernej miłości Hitlera. Cudowny poniedziałkowy poranek. Marzyłam
wtedy o tym, by zdzielić Baśkę w łeb za wszystkie krzywdy, których doznały moje
uszy i oczy.
A
wiecie co w tym wszystkim było najdziwniejsze? Z pewnością nie. Otóż tamtego
dnia uświadomiłam sobie, że za rok już nie będzie mnie w tej szkole. No niby
mogłam zostać i uczyć się w naszym podrzędnym liceum albo technikum, bo oba
budynki mieściły się w pobliżu gimnazjum, ale chciałam się wyrwać. No wiecie -
Kraków, nowe możliwości i znajomości. Ciągnęło mnie do nieznanej przygody.
Oczywiście żal było zostawiać to wszystko i ich. Jednakże wiedziałam, że będą
wieczory i weekendy. Ta rozłąka nie mogłaby przecież wpłynąć na naszą paczkę.
Byliśmy z jednej planety. Wmawiałam sobie, że to nic nie zmieni. W głębi duszy
bałam się.
Nie wiem dlaczego, ale
spojrzałam na Baśkę. Siedziała wtulona w Piotrka. Niechętnie musiałam przyznać,
że ślicznie razem wyglądali. Nie zazdrościłam jednak naszej Blondy. Nie dość,
że Wiśnia się na nią uwziął, to jeszcze Emilka patrzyła na nią z chęcią mordu.
Odwróciła głowę w moją stronę. Spojrzała na mnie, uśmiechając się. Coś w tym
uśmiechu dało mi gwarancję, że ten rok będzie niezapomniany. Obawy zniknęły, a
dyrektorka kazała nam rozejść się do klas.
Przez
cały czas trwania akademii patrzyła tylko na nich. Na ukochanego chłopaka,
który tulił do siebie ową żmiję. Człowiek, który złamał jej serce, miał
czelność afiszować się swoim nowym nabytkiem. Nie winiła go. Wiedziała, że
Donovan udawała pokrzywdzoną przez los tylko po to, by odebrać jej chłopaka.
Piotrek był nieświadomy intryg, które snuła, niczym zmutowana pajęczyca
przędąca swoją sieć. Z pewnością owa ruda suka udawała. A biedny, naiwny Czarny
chciał jej tylko pomóc. Szymon miał rację – ździra była potworem. Niszczyła
wszystkich i wszystko. Tak samo teraz rozwaliła związek Emilki. O tak… Panna
Gruca była pewna, że wszystkiemu winna jest tylko Baśka.
To
dziwne, że można kochać wyobrażenie o danej osobie. Tak przecież było w tym
przypadku. Trzynastolatka wykreowała w swojej głowie idealnego chłopaka i
święcie wierzyła, że taki jest w rzeczywistości. Nie zauważała przy tym, że
Piotrek odbiega od ideałów dziewczyny. To co ona nazywała miłością, dla niego
było najzwyczajniejszym, idiotycznym udawaniem. W rzeczywistości w ogóle go nie
znała. Jednakże skoro niebo jest niebieskie, dlaczego on nie miałby być
spełnieniem marzeń? Owszem, był. Problem w tym, że to nie ona go sobie
wymarzyła.
Machinalnie
wstała, gdy z krzeseł powstali inni. Szła kilka kroków za nim. Za najdroższym,
najukochańszym, najwspanialszym… Gdyby nie najbliższa przyjaciółka, która była
nieświadoma cierpienia Emilki, z pewnością poszłaby za nim. Problem w tym, że
jej sala znajdowała się na piętrze. W końcu Dagmara zaniepokojona dziwnym
zachowaniem dziewczyny, zadała najprostsze pytanie.
- Em, wszystko w porządku? – troska w
jej głosie wskazywała na to, że jednak znalazł się ktoś, kto polubił ową
nastolatkę.
- Ta szmata mi go zabrała!
- Kto?
- Donovan. Nienawidzę jej! Rozumiesz?!
Nabrała go. Ciągle udaje! Chce mu zrobić to samo, co Gaikowi. Nie pozwolę jej!
– łzy i zrozpaczony głos.
- Jesteś pewna, że tego nie chciał?
- To proste. Przecież to mnie kocha.
Musiała mu czymś zagrozić. Zapewne chciała mi coś zrobić, tak z pewnością. Ona
ciągle patrzy na mnie jak na kogoś, kogo trzeba usunąć.
- Masz rację, on nie widzi poza tobą
nikogo i niczego. Jesteś dla niego najważniejsza. Musisz znaleźć sobie
sprzymierzeńca w walce z tą psychopatką.
Słowa
Dagmary dotarły do Emilii dopiero po chwili. Zastanawiała się przez dłuższą
chwilę, kto mógłby jej pomóc. Przecież nie mogła, się poddać. Musiała walczyć o
swoją miłość. Potrzebowała tylko silnego sojusznika. Przyjaciele Piotrka
odpadali, bo nawet Dominik, nie chciałby zadrzeć z Donovan. Cały czas
zastanawiała się jednak, gdzie szukać pomocy. Na tych rozmyślaniach minęło jej
dziesięciominutowe spotkanie z wychowawcą. Wyszła z sali zaraz za przyjaciółką,
która na wszelki wypadek chwyciła ją za rękę. Widać nie chciała jej zgubić.
Szły tak korytarzem, po schodach, by w końcu stanąć na dziedzińcu szkolnym.
Wtedy w tłumie mignęła jej znajoma twarz. Ten bezczelny uśmiech był gwarancją powodzenia
jej planu. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej telefon. Bez trudu znalazła
pożądany numer.
- Wiśnia, musimy się spotkać – głos
jej drżał, gdy wymawiała te słowa. – Mamy wspólnego wroga, więc zniszczmy go
razem.
Była
pewna, że znalazła doskonałego sprzymierzeńca. W końcu oboje nienawidzili Baśki
równie mocno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz