Minął grubo ponad miesiąc. Baśka milczała, my
pisaliśmy. Nie przypomina wam to czegoś? Widać historia lubi zataczać koła. Tym
razem jednak chodziło o to, by wiedziała, że pamiętamy. Nie oczekiwaliśmy
odpowiedzi i nie mieliśmy jej uzyskać. Jednak z uporem maniaka zawalaliśmy jej
skrzynkę mailową kolejnymi wiadomościami. I tak co dzień. Nie znudziło nam się.
Wpadliśmy na cudowny pomysł opowiadania jej o każdym dniu, który spędzamy.
Musiała przecież wiedzieć, że jakoś się trzymamy i czekamy na nią. Chcieliśmy
wszystko naprawić. Oczywiście zawsze są jakieś wyjątki od reguły, przykładowo
Czarny nie napisał ni razu. Duma? Możliwe. Jej nieobecność zaczęliśmy traktować
jako przymusowe pozostawanie w domu. Szlaban od ojca… Swoją drogą wątpiłam, by
Baśka znała znaczenie słowa szlaban. Przecież jej ojciec pozwalał jej na
wszystko. No, ale jakieś wytłumaczenie tej sytuacji być musiało. Staraliśmy się
myśleć pozytywnie i nie obwiniać wzajemnie. Pomogło. Zjednoczyliśmy się, o czym
z dumą jej pisałam. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że ona również
była z nas dumna. Nie odzywała się do nas, ale była wdzięczna, że piszemy do
niej. Z nami nie pisała, ale miała kontakt ze swoim ojcem i z Andrzejem. Tak,
powoli odbudowywała kontakt z przyjacielem.
A w naszej ELICIE działo się różnie. Chłopcy
przestali się ze sobą kłócić, więc zaczęli się pastwić nade mną. Nie były to
jakoweś napaści z bronią w ręku, ale czasem ciężko było być maskotką.
Dotychczas zazdrościłam Baśce tego, że chłopcy ją uwielbiają i mają do niej
takie, a nie inne podejście. W te wakacje zrozumiałam, że czasem i jej musiało
to nieźle dawać w kość. Przytulanie, noszenie na rękach, ciągnięcie za włosy,
sadzanie sobie mnie na kolanach, łaskotanie i wiele innych, dziwnych odchyłów
na dłuższą metę było niezwykle męczące. Chwaliłam więc Pana, gdy na spotkaniach
obecne były Emilka i Weronika – szczerze mówiąc nie lubiłam żadnej z nich. Obie
denerwowały mnie jednakowo, pierwsza głupotą, zaś druga książęcymi manierami i
wywyższaniem się ponad wszystkich, jednak przy nich miałam częściowy spokój. I
w ogóle to właśnie jakoś w tamtym okresie rozstałam się z Kubą. Doszliśmy do
wniosku, że ten związek psuje tylko naszą przyjaźń. Bo tak było. O wiele lepiej
dogadywaliśmy się, gdy już nie byliśmy parą. Wtedy też odkryłam Amerykę – DJ
Rudy z EB był bratem Piotrka. Czasem zastanawia mnie fakt, czy nie powinnam
była zmienić sobie koloru włosów na blond… No, ale chyba miałam prawo być nieświadoma,
bo nie znałam za dobrze rodziny Czarnego. O siostrze wiedziałam, przewijał coś
kiedyś na temat kuzyna, który jest disc jockeyem, ale nigdy nie wspominał, że
rodzeństwa Czarneckich jest w sumie troje. No cóż… Życie potrafi zaskakiwać.
Australia – najmniejszy kontynent i
jednocześnie jedno z największych państw świata. Zakątek, o którym zapomniał Bóg,
a przypomniał mu o nim człowiek. Raj dla skazańców z Anglii. Miejsce równie
bezpieczne, co przyjazne człowiekowi… A jednak zostało skolonizowane. Doczekało
się nawet statusu dominium. O bycie stolicą rywalizowały dwa piękne miasta
Melbourne i Sydney, pierwsze z nich nią było, jednak rząd przeniósł swą
siedzibę do Canberry.
Australia – kontynent, którego wnętrze
było podobne do serca pewnej dziewczyny. W obu królowała pustynia. Baśka
Donovan bardzo szybko pokochała nowe miejsce. Spodobał jej się również status
majątkowy Antoniego – brata Wiktorii. Blisko czterdziestoletni mężczyzna był
biznesmanem, miał wspaniały dom w Brisbane, w jego garażach stały szybkie
samochody. Jednakże nie to jej zaimponowało. Mężczyzna i jego rodzina chcieli
dać jej schronienie, a poza tym przez cały czas jej pobytu mieli wakacje.
Dzięki nim dziewczyna poznała większą część Wschodniego Wybrzeża.
Na horyzoncie widać było błyskawice,
fale atakowały falochron… Jednakże to nie odstraszało dziewczyny, która
siedziała na nim. Podobało jej się ryzyko związane z nadejściem każdej z nich.
Znajdowała się jakieś trzydzieści metrów od brzegu, z dala od domku, a raczej
willi wzniesionej na plaży na północnych obrzeżach Cairns. Od czasu przylotu do
Krainy Kangurów prowadziła koczowniczy tryb życia. Jednakże w tym mieście czuła
się jak u siebie. Nie przerażało jej ani nie przytłaczało. I plaża była
wystarczająco odludna, a w dodatku ów falochron. Fale się wzmagały, burza
przybliżała. Ona zaś nadal siedziała na jednym z pali. Zamyślona, wpatrywała
się ślepo w jeden punkt na horyzoncie. Patrzyła na ciemną chmurę, która nadchodziła
w zastraszająco szybkim tempie. Dopiero, gdy jeden z bałwanów, który pomimo
zredukowania swej siły zrzucił ją do wody, zrozumiała, że jest w
niebezpieczeństwie. Wiatr wiał z ogromną siłą, a ona walczyła o przetrwanie
oddalona o trzydzieści metrów od linii brzegu. W pewnym momencie coś popchnęło
ją na jeden z pali. Ból przeszywający jej plecy był niczym, w porównaniu z
grożącym jej niebezpieczeństwem. Zebrała się na wysiłek. Cierpiała przy każdym
ruchu rękami, jednak udało jej się odpłynąć na kilka metrów od falochronu. Mimo
sytuacji, w której się znalazła, zaczęła zastanawiać się, jakim sposobem, po
drugiej stronie Wielkiej Rafy fale mogą dawać jej tak bardzo w kość. Sam fakt,
że wiatr był dosyć porywisty do niej nie przemawiał. Miała nadzieję, że sam
proces falowania pomoże jej w dostaniu się na plażę. I nagle stało się coś, z
czym się nie liczyła. Piorun uderzył w pal, blisko miejsca, w którym jeszcze
chwilę temu siedziała. Ogłuszył ją huk, towarzyszący wyładowaniu. Szczęściem
był fakt, że drewno nie przewodzi prądu. Niebo było wręcz czarne, pokryte
błyskawicami. Wyglądało to niczym dyskoteka, na której ktoś użył stroboskopu.
Ciągłe błyski sprawiły, że dziewczyna straciła orientację w czasie i odległości
od falochronu, a tym bardziej lądu. Gdyby chociaż czuła grunt pod stopami…
Niestety głębokość w owym miejscu wahała się pomiędzy piętnastoma, a
dwudziestoma metrami. Położenie całkowicie nieciekawe. Woda wdzierała się do
płuc z każdą próbą głębszego oddechu. Ciągła walka o utrzymanie się na
powierzchni i niewystarczająca ilość tlenu, spowodowała, że dziewczyna była
nieco zamroczona. Zamiast tego, co ją otaczało, widziała rzeczy, które
wydarzyły się w przeszłości. Wspomnienia rozrzucone niczym puzzle na falach,
atakowały ją z zaciekłością. Nie mogła się przed nimi ukryć. I nagle pojawiła
się świadomość, że celowo komplikuje sobie życie, że w sytuacji, gdy on milczy,
ona powinna odezwać się jako pierwsza, wyjaśnić wszystko. Nie była pewna, czy
ma na tyle odwagi, jednak chciała spróbować. Jednakże najpierw powinna jakoś
przeżyć na morzu… Ciemność dookoła niej, ciemność pod nią, nad nią podniebny
laser show. Piekąca substancja wdzierająca się do oczu, śmiertelny błąd jakim
mogło być zaczerpnięcie kolejnej dawki wody morskiej. Zrozumiała, że znalazła
się pod jej powierzchnią. Kolejna porcja bólu, gdy wypływała na powierzchnię.
-
Czarny, proszę cię – uratuj mnie. – Przecież ciemność jest twoją domeną – i jak
osoba przekonana o bliskiej śmierci modli się do Boga, tak ona prosiła jedną z
najbliższych jej osób o ratunek. Świadomość odmawiała jej posłuszeństwa.
Poczuła przez chwilę grunt pod stopami, jednak cofająca fala ściągnęła ją na
powrót w bardziej oddalone od plaży miejsce.
-
A nie przyszło ci do głowy, że nie mam ochoty? Może właśnie dostajesz to, na co
zasłużyłaś? – szyderczy ton. Kolejny podświadomy figiel jej mózgu. Jej oczy
widziały kpiącą wyraz twarzy, który tak dobrze znała. Piotrek z czasów, gdy
toczyli ze sobą ustawiczną walkę. Wpatrywał się w nią, uśmiechając się
triumfująco. – Prosiłaś się o to, by dostać nauczkę. Trzeba było spierdalać, gdy
tylko usłyszałaś pierwsze grzmoty. Bohaterka od siedmiu boleści…
Twarz gdzieś zniknęła, głos ucichł, a
ona poczuła, że leży na czymś twardym, co odkształca się pod jej palcami. Nie
namyślając się, zaczęła się czołgać. Ból był nieznośny, jednak perspektywa
przeżycia była ważniejsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz