poniedziałek, 30 lipca 2012

14. Niebiesko-czarny tatuaż


Pamiętam ten dzień tak doskonale, że czasem nie mogę wyjść z podziwu, że to nie zdarzyło się wczoraj. Piątek dziewiątego czerwca dwutysięcznego szóstego roku. Świetna pogoda i Zakrzówek… Słowa nie są w stanie opisać piękna dawnego kamieniołomu, który został zalany przez wodę. Biel skał i błękit tafli zalewu, wypełnionego przejrzystą, chłodną wodą. Nie zdawałam sobie sprawy, że to miejsce otoczone jest złą sławą. Jeżeli ktoś utonął to najczęściej właśnie tu - na „Skałkach Twardowskiego”. Jednakże ta wiedza nie przerażała mnie tak bardzo, jak pociągał mnie urok miejsca. Nie byliśmy na czymś, co było nazywane plażą… Udało nam się ulokować na jednej z półek skalnych po przeciwnej stronie zbiornika. Kto wpadł na pomysł, żeby tu przyjechać? Rodowita krakowianka, która wielokrotnie była nad zalewem. Szóstego powiedziała nam, że chce nas zabrać w swoje ukochane miejsce i że wybieramy się nad wodę. Czegóż trzeba nam było więcej?
Nigdy nie podejrzewałam, że człowiek potrafi w samotności uporać się z ogromem cierpienia. Dla mnie szukanie pomocy u innych było czymś oczywistym, wręcz naturalnym. Ona była sama, cicha… W końcu poznaliśmy prawdę, a ja uzyskałam odpowiedź na pytanie, które nie dawało mi spokoju. Dane mi było poznać prawdę o dziwnych relacjach Baśki i Piotrka. Nie przypuszczałabym, że ich kontakty zmienią się diametralnie. Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że oni się zaprzyjaźnią, z pewnością zaczęłabym, się śmiać. A jednak… Znalazła pocieszenia tam, gdzie na pewno by go nie szukała. Powierzyła swoją tajemnicę osobie, która dotychczas była uważana za wroga. Nie wiem, jak to się stało, ale już nie byłam najważniejsza. Emilka nigdy nie mogła powiedzieć, że była dla niego kimś cennym, a ja tak… Niestety moje miejsce zajął ktoś inny. Poczułam się dziwnie, gdy zrozumiałam, że w końcu znalazł kogoś, kto zwrócił na siebie całą jego uwagę. Zaczęłam się bać. Czego? Powtórki z rozrywki. Panicznie obawiałam się tego, że usłyszę z jego ust wyznanie miłości. Bo owo uczucie było na służbie u Baśki. Piotrek mógł się zapierać, wmawiać nam, że jest inaczej niż nam się wydaje i robił to. Tak naprawdę to nie wiem, czy sam zdawał sobie sprawę z tego, co czuł do blondynki. Zapytałabym go o to teraz, ale wiem, że nie udzieliłby mi odpowiedzi…
Siedząc na brzegu, wpatrywała się w swoich znajomych, którzy beztrosko bawili się w wodzie. Byli młodzi, naiwni, a wydawało im się, że świat należy tylko i wyłącznie do nich. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad upływem czasu. Bo to przecież ów niewidzialny zegar odliczał godziny, minuty i sekundy życia. Ona żyła z wyrokiem, a ostatnie wydarzenia przypomniały jej o tym. Raka nie da się wyleczyć, można wprawić go w stan unieczynnienia i czekać, aż pewnego dnia znowu będzie aktywny. I nikt nie wie, czy będzie to nawrót białaczki, czy może guz w płucach, mózgu albo trzustki. W dniu, w którym dowiedziała się, że wygrała walkę, postanowiła, że nie pozwoli sobie na bezczynne obserwowanie upływu czasu. Z tego powodu żyła pełnią swego czternastoletniego istnienia. Świat stał przed nią otworem, a ona chciała czerpać z niego piękno i dobro. Niestety na swojej drodze musiała napotkać śmierć, która zagłuszyła jej dotychczasowe pragnienia. Na szczęście udało jej się wygrać kolejną bitwę, tym razem chodziło jednak o psychikę. Uświadomiła sobie, że w ostatecznym rozrachunku wszystko co ją spotkało i ma spotkać, będzie tylko wspomnieniem. A ona nie chciała wspominać swej nieudolności… Oczami wyobraźni widziała siebie, stojącą na szczycie góry i przywołującą swe życie. Wierzyła, że nawet po śmierci będzie pamiętać to wszystko, czego dokonała. Chciała zachować wszystkie te magiczne chwile. Przecież życie jest swoistą magią i tylko od nas zależy, jakich zaklęć użyjemy…
Była pogrążona w rozmyślaniach do tego stopnia, że nie zauważyła chłopaka, który wyszedł na brzeg. Nie słyszała jego kroków, nawet nie poczuła chłodu jego skóry, gdy usiadł obok niej i objął ją. Zdawała się nie kontaktować.
- Co to znaczy? – spytał wodząc palcem po słowach wytatuowanych na jej przedramieniu.
- Nie wiesz.
- No właśnie nie wiem. Mówiłaś, że masz tatuaż, sam z resztą widziałem folię aluminiową i maść. W ogóle to po jakiemu to? I czemu niebiesko – czarne?
- Tu no sabes po hiszpańsku oznacza nie wiesz. Czarny, zaufałam ci i tylko dlatego czerń znalazła swe miejsce tuż obok niebieskiego.
- Ty i ta twoja pokręcona logika. Powiesz im w końcu? Chyba wypadałoby. Oczywiście nie chcę cię poganiać, bo przecież to od ciebie zależy, kiedy powierzysz im swoją tajemnicę. Uważam jednak, że im szybciej to zrobisz tym będzie lepiej. Wszystkim nam będzie łatwiej. A zwłaszcza mi… Czuję się trochę niezręcznie, gdy oni na ciebie najeżdżają, a każda moja próba bronienia cię jest uznawana za dowód tego, że i ja się w tobie podkochuję.
- Piotruś, właściwie to wyciągnęłam was tu tylko po to, by im o wszystkim opowiedzieć. Jest jednak mały problem. Kurwa, ja się boję. Słyszysz Czarny? Baśka Donovan się boi! I to cholernie – po jej policzku spłynęła łza, za nią podążyła kolejna.
- Basiu – odkąd zaczął zdrabniać jej imię, za każdym razem wypowiadał je tak miękko, jakby miało być największą pieszczotą dla uszu ich obojga. – Skarbie, czego ty się boisz?
- Tego, że mnie nie zrozumieją, że mnie odtrącą, że zostanę z tym wszystkim sama…
- A ja? Myślisz, że cię zostawię? Mowy nie ma. Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym i tego się trzymajmy. Ej, ale nie płacz mi już – po tych słowach przytulił dziewczynę. – Zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży. Z resztą nawet jeśliby cię olali, czego nie zrobią, to i tak we dwoje możemy zdziałać cuda. Ufamy sobie nawzajem i to jest podstawa wspaniałej przyjaźni. Maleńka, a teraz wycieramy łezki, uspokajamy się, bierzemy kilka wdechów, wydychamy powietrze i robimy pewną minkę. Moja dziewczynka…
- Wiesz Piotruś, czasem zaczynam się ciebie bać.
- A to dlaczego?
- Zaczynasz mnie sobie przywłaszczać. Nie rób tego, bo jeśli pójdzie coś nie tak, a znając życie, tak właśnie się stanie, to ja będę miała wyrzuty, a ciebie zaboli. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób. Cenię sobie naszą przyjaźń. Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że nie jestem samotna, bo mam ciebie. Nie chcę i nie mogę ciebie stracić, bo utrata kolejnego przyjaciela mogłaby być ciosem, który by mnie zabił. Z resztą rozwalamy cały nasz system zasad i wartości. To niebezpieczna gra. Nie chcę przegrać swojego szczęścia.
- Panikujesz. Poza tym ostatnimi czasy jesteś straszną pesymistką. Żeby cię uspokoić nadmienię, że nie poświęcę mojej wspaniałej Emilki dla jakiejś pustej panienki, która nie wie nawet gdzie leży Mozambik, ma różowe włosy, fałszuje pod prysznicem i ukrywa przed światem, że jest płci obojnej…
- Że co kurwa?!
- Rusz dupę, masz misję Gagarinie w wydaniu blond.
Dziewczyna najchętniej nie podnosiłaby się. Miała swoje całkowicie uzasadnione obawy. Jednakże przyznawała Piotrkowi rację. Musiała im w końcu powiedzieć. Co prawda im bliżej było do tej rozmowy, tym bardziej zaczynała się zastanawiać, czy postępuje słusznie. Przypomniała sobie jednak, że czas leci nieubłaganie, a musiała przekazać im coś jeszcze. Wstała więc i w asyście przyjaciela podeszła w kierunku pozostałej części ELITY. Fakt, że Dominik wziął ze sobą Weronikę, był jej nie na rękę, ale postanowiła się jednak przemóc. Nie mogła dłużej zwlekać. Czas płynął, a ona musiała liczyć się z tym, że później może go zabraknąć. Przystanęła tuż obok Jakuba.
- Płakałaś? Te, Czarny, bo my sobie porozmawiamy inaczej. Ja wiem, że ty polujesz na wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka, ale no bez przesady. Trzeba ją było tak mocno macać? Dziewczę się popłakało i to twoja wina jest.
- Kubuś, proszę cię, zamknij się na kilka minut – Baśka była wdzięczna chłopakowi za słowa, które nieco ją rozluźniły. – Muszę wam coś powiedzieć…
- Jesteś w ciąży? Kurwa, Czarny, a mówiłeś, że jej nie ruszysz – w słowach Dominika słychać było nutkę niechęci i urazy.
- Dominik, ty też się nie odzywaj. W ogóle to wszyscy się zamknijcie, bo później już może nie być okazji.
- Na co?
- Weroniko jak wszyscy, to wszyscy.
- Donovan nie pierdol tyle, tylko mów co masz powiedzieć, a jak nie to nie zawracaj innym głowy swoimi durnymi problemami. To, że jesteś pojebana, wiemy wszyscy. Nic nowego zapewne nie usłyszymy z twoich ust, więc daruj sobie – w momencie, gdy Dominik zaczynał swój monolog, Piotrek instynktownie objął Baśkę, co zapobiegło jej rzuceniu się na byłego chłopaka. – Widzę, że Czarny musi cię trzymać na smyczy. Nie dość, że pojebana to jeszcze nadpobudliwa… Więc co ważnego chciałaś nam zakomunikować?
- Tylko tyle, że pół roku temu, w tamtym wypadku zginął Michał – nawet nie starała się powstrzymać łez, które zaczęły spływać po jej policzkach. Atak ze strony Gaika zabolał o wiele mocniej, niż powinien był. – Mam jeszcze drugą rewelację – jutro wylatuję do Australii, nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę.
Wykorzystując zdumienie Piotrka, wyrwała mu się, zebrała swoje rzeczy i pospiesznie się oddaliła. Kolejne piętra kamieniołomu pokonywała w biegu. Po pięciu minutach morderczej wspinaczki i biegu na przemian, stanęła w końcu na szczycie. Nie odwróciła się ni razu. Skierowała się na pętlę autobusową na Ruczaju, stamtąd chciała się dostać na Wzgórza Krzesławickie. Przez całą drogę przeklinała się w duchu za to, że dała ponieść się emocjom. Wiedziała, że mogła poprowadzić tę rozmowę w inny sposób. Miała nadzieję, że pogodzi się z nimi i w spokoju będzie mogła polecieć do Australii. Niestety stało się inaczej.
   Na cmentarz przyjechała po to, by posiedzieć trochę z Michałem. Grób przyjaciela odnalazła bez problemu. Stanęła obok niego i zaczęła się modlić. Było tak cicho i spokojnie… Po dłuższej chwili usiadła na świeżo postawionym nagrobku. Zaczęła cichy monolog. Pozwoliła sobie na szczerość i łzy, bo tak było jej łatwiej. Mogła poużalać się nad sobą, wierząc, że nikt nie usłyszy jej słów. Jakież było jej zdziwienie, gdy w pewnym momencie ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Nie musiała odwracać głowy, by zyskać pewność, że za nią stał Andrzej. Zdradził go zapach perfum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz