Najdłuższa noc w roku, bo
całkowicie nieprzespana. Oczywiście mam tu na myśli Sylwestra. Świętowaliśmy go
w niepełnym składzie, ale nadal było nas sześcioro. Pięć osób z ELITY i
dziewczyna Czarnego – Emilka. Hmmm… Baśki nie było, bo nie chciała, bo nie
odpisywała, bo się przed nami chowała, bo miała połamane żebra i ogólnie, bo
Blondy to Blondy. Widocznie coś jej się we łbie poprzewracało i tyle. Nie
zdziwiłabym się, gdyby świetnie się bawiła ze swoimi przyjaciółmi. W końcu
dylemat był spory. Oni contra my… Wybrała ich… Bywa. Szkoda mi było Gajosa,
który miał nadzieję, że jednak z nią pogada, że uda się wszystko odkręcić, że
znowu będą parą. Niedomyślna blondynka… Byłam zła, bo w końcu to my byliśmy jej
paczką. Tak poza tym to powinna była wyjaśnić Dominikowi, czemu go zostawiła.
Oczywiście wtedy nie
wiedzieliśmy jeszcze ani o wypadku, ani o żebrach. Co prawda Gaik widział ją na
dzień przed Wigilią, ale nie miała żadnych usztywnień, a tym bardziej gipsu.
Nie wiem, czy przy tego typu obrażeniach stosuje się tę ostatnią metodę. Baśka
nic mi na ten temat nie wspominała, a w jej pamiętniku nie znalazłam takowych
informacji. Tamtego wieczoru brakowało nam wiedzy, zrozumienia i z całą
pewnością trzeźwości. Z tego przede wszystkim ostatniego powodu woziliśmy się
po niej i to równo. Na szczęście nigdy się o tym nie dowie. Pomimo tego że
byliśmy wściekli i zawiedzeni dobrze się bawiliśmy. Nawet Dominik… Jednak to
nie on był obiektem moich obserwacji.
Na szczególną uwagę zasłużyła
dwunastoletnia Emilia Gruca. Kogoś tak plastycznego w życiu nie widziałam…
Piotrek lepił ją jak chciał. Ja rozumiem, że posiadanie starszego, przystojnego
chłopaka było wyróżnieniem, no ale bez przesady. Ona spełniała wszystkie jego
zachcianki, wręcz usługiwała mu. Wyglądało to tak, jakby nie miała własnego
rozumu. Z jednej strony uważałam, że to żałosne, ale z drugiej byłam
zainteresowana ich relacjami. Działali na zasadzie pan i jego sługa… Od zawsze
uważałam się za dobrego obserwatora. Pociągało mnie wpatrywanie się w ludzi i
analizowanie ich zachowań. Po pijaku było to jeszcze łatwiejsze. Alkohol
sprawiał, że pokazywali swoje prawdziwe oblicze. Dziwne, ale prawdziwe. Tamtej
nocy w domu Dominika odkryłam powód, dla którego Czarny ciągle wykłócał się z
Baśką. A to wszystko dzięki dogłębnemu przestudiowaniu zachowania Emilki. Otóż
mój drogi kolega, a późniejszy przyjaciel przyległ do uległości ze strony
dziewczyn. Miał w sobie coś, co sprawiało, że dziewczyny stawały się wobec
niego uległe. Wstyd się przyznać, ale nawet ja pozwalałam mu na zdominowanie mojej
skromnej osoby. No, ale Blondy była inna… Nikt nie mógł jej mówić co ma robić i
myśleć. Można powiedzieć, że pozwalała sobie na drobne ustępstwa względem
innych. Były one tak mikroskopijnych rozmiarów, że nie były zauważalne. Słowo
kompromis nie istniało w jej słowniku. Podobnie jak Piotr nie znosiła
sprzeciwu. I właśnie tu był pogrzebany pies sąsiada, Burek – jamnik czarny,
podpalany… Donovan i Czarnecki byli do siebie bardzo podobni. Z tego to powodu
święcie wierzyłam, że nigdy nie będą parą. Już nie mówię tu o ich zasadach,
które o dziwo było identyczne. Żadne z nich nie zdradzało tajemnic przyjaciół,
a już tym bardziej nie wiązało się z byłym partnerem przyjaciela. Przyciągają
się tylko przeciwne bieguny magnesu, ale oni byli skrojeni jak idealne połówki
jabłka. Na szczęście dla wszystkich woleli ze sobą walczyć. Nie wyobrażałam
sobie, że kiedykolwiek świat mógłby stanąć na głowie i ta dwójka związałaby się
ze sobą. Zimny drań, który w gruncie rzeczy bał się przywiązania i lekkomyślna
dziewczyna, którą przerażało odrzucenie… To byłaby mieszanka wybuchowa…
Tamtej nocy nabyłam broń, która
pomogła później mojej małej blondynce. Poznałam bliżej skretyniałą, jak mi się
wcześniej wydawało, choć nie byłam w tym osamotniona, Emilkę. Odkryłam, że dla
Piotrka była zdolna zrobić wszystko. Niebezpieczna przeciwniczka…
Sylwester to noc zabaw, nie
oznacza to jednak, że wszyscy dobrze się w nią bawią. Trzydziestego pierwszego
grudnia roku pańskiego dwutysięcznego piątego znalazło się dwoje ludzi, którzy
przeżywali osobisty dramat. Pośród ogólnej bezsenności ich wybijała się
najbardziej. Pewien blondyn urządzał domówkę i jako gospodarz udawał, że
świetnie się bawi. W głębi swojego jestestwa cierpiał. Czy trzynastoletni
chłopak może cierpieć? Ano może… Ktoś kiedyś powiedział, że kochają tylko
ludzie dojrzali. A co z tą pierwszą, szczeniacką miłością? Czy ona nie
zasługuje na miano poważnego uczucia? Dla niektórych nie, ale dla wielu owszem.
Zawód miłosny zawsze boli jednakowo. Zdarza się jednak, że po tym pierwszym
rana pozostaje na całe życie. Niejednokrotnie właśnie on decyduje o tym, czy
ktoś pozwoli sobie na kolejne otwarcie dla kogoś swego serca, czy też nie…
Podobno faceci nie płaczą. Bzdura. Bo nic co ludzkie nie jest im obce. To
właśnie mężczyźni są delikatniejsi, przyjęło się, że to oni ranią. Szkoda, że
nikt nie pomyślał o tym, że ich również można skrzywdzić. A chłopcy są jeszcze
bardziej podatni na rany, które zadają bezmyślne dziewczyny. Najgorsze jest
udawanie, że nic się nie stało.
Dominik Gaik siedział na
parapecie wpatrzony w gwiazdy. Tydzień temu jego dziewczyna tak po prostu z nim
zerwała. Chłopak nie potrafił pogodzić się z myślą, że dla niej go nie ma.
Przecież przyszedł do niej, bo nie dawała żadnych oznak życia. Powinna była ucieszyć
się, a ona była wkurzona. Słowa wypowiedziane w gniewie zniszczyły wszystkie
plany, pogrzebały marzenia i nadzieje. To dobrze, że skończył się już ów rok,
który ją zabrał. Obecnie siedział
patrząc na owe jasne punkciki, które rozświetlały panujący dookoła mrok. Było
już grubo po północy. Współtowarzysze zabawy zalegali już gdzie się dało.
Ciszę, która zapanowała nagle, przed dwudziestoma minutami przerywało teraz
chrapanie Czarnego. Dominik zazdrościł mu. Od pewnego czasu przyjaciel
imponował mu swoją obojętnością w stosunku do Baśki i tym dziwnym władczym
traktowaniem pozostałych dziewcząt. Przez krótką chwilę chciałby być takim jak
on… Myśli chłopaka ponownie zaczęły krążyć wokół blondynki. Nie mógł oprzeć się
wrażeniu, że ona również nie śpi. Był pewien, że spędziła ten wieczór z
Wójcikiem. Miał rację, chociaż była ona połowiczna.
Sylwester spędzony na
cmentarzu? To raczej absurd… Niektórzy jednak inaczej zapatrują się na tę
sprawę. Desperacja i samotność potrafią doprowadzić do tego, że ktoś postanowi
odwiedzić bliską osobę. Nie będzie to jednak czas świętowania. Smutne memento,
że kolejnego roku nie przeżyją już razem…
Po jednej stronie torów
tramwajowych kwitnie życie. Miasto w rytm swojego serca przeżywa wzloty i
upadki swych mieszkańców. To kraina cudów techniki, arcydzieł sztuki, miejsce
kultury. Jest gwarne, szybkie, pełne betonu, asfaltu, ludzkich myśli, marzeń i
pragnień. Zdaje się nigdy nie zasypiać. Pełno tu życia… A teraz wyobraźcie
sobie połać terenu porośniętego wysokimi trawami, różnymi krzakami…
Gdzieniegdzie umieśćcie samotne drzewo. Przypomina trochę step lub sawannę?
Dodajcie do tego ogrodzenie, które nagle wyłania się z pośród niższych traw i
gąszczu krzewów. To wszystko otacza miasto umarłych, które znajduje się po
drugiej stronie torów. Cmentarz komunalny Grębałów. Ponad 20 hektarów terenu
przeznaczonego dla tych, którzy odeszli. W większości leżą na nim ludzie z
Nowej Huty, Bieńczyc, Wzgórz Krzesławickich, Mistrzejowic. Jednakże swój grób
ma tutaj chłopak z dzielnicy szóstej miasta Krakowa, którą są Bronowice. To
była jego wola, którą powtarzał na każdym kroku. Nie chciał spocząć na
Pasterniku, wśród tylu sław unieśmiertelnionych w „Weselu” Wyspiańskiego. Z
resztą Cmentarz Bronowice był za blisko rodzinnych Bronowic Małych. Pół
kilometra to zdecydowanie za mała odległość, by mógł spać w spokoju, mając przy
tym pewność, że nikt nie będzie miał kaprysu zakłócać go. Jednakże dla
przyjaciółki, która mieszkała w jednej ze wsi otaczających od zachodu gród
Kraka, ta odległość nie była zbyt wielką. Całą noc, którą w normalnych
okolicznościach spędziłaby na zabawie, przesiedziała na świeżo usypanym grobie.
Już nie płakała. Nie chciała, by myślał, że się załamała. Wierzyła, że patrzy
na nią, gdzieś ze szczytu góry i śmieje się z jej słabości i mazgajstwa.
Zaczęła wspominać wszystkie dobre chwile. Była obojętna na bodźce z zewnątrz,
mróz był niewyczuwalny, a o północy nawet nie zauważyła pokazu sztucznych ogni.
Ze wszystkiego co było wokół, jej oczy dostrzegały tylko tabliczkę z imieniem przyjaciela,
który był dla niej bratem. Ta sylwestrowa eskapada zakończyła się zapaleniem
płuc… Miała także pozytywny wpływ na dotychczasowy stan psychiki Baśki.
Pozwoliła jej na stopniowy powrót do świata żywych. Mrok powoli ustępował
pierwszym promieniom światła.
Tymczasem jakieś 20 km na zachód od granicy
Krakowa, w jednej ze wsi pięcioro młodych ludzi święcie wierzyło, że ich
przyjaciółka świetnie się bawi, zapominając przy tym o ich istnieniu. Pili,
tańczyli i starali się nie myśleć o tej, która od prawie miesiąca nie odzywała
się do nich. Nazywali to zdradą, nawet myśleli, że zmieniła szkołę. To była noc
pełna wrażeń, deklaracji, a także wyzwisk kierowanych pod adresem panny
Donovan.
Około piątej nad ranem do
czuwającego Dominika dołączył także Piotr. Chłopcy byli uważani za najlepszych
przyjaciół. Obecnie szukali sposobu, by z życia i pamięci jednego z nich
wymazać znienawidzoną w tym dniu blondynkę. Alkohol wywietrzał już z ich głów,
pozostawało przezwyciężyć jakoś skutki jego bytności w ich organizmach. Piwo
było najlepszym lekarstwem na kaca, a przynajmniej tak im się wydawało. Z tego
powodu zagłębili się w wygodnych, skórzanych fotelach w salonie Gaika i
popijając ów napój bogów, prowadzili cichą rozmowę.
- Gajos, nie obraź się, ale nigdy bym nie
przypuszczał, że zadurzysz się w jakiejś pannie. W dodatku tak innej jak ona…
- Wiesz Czarny, o tobie mógłbym powiedzieć to
samo.
- A kto do chuja powiedział, że ja Emilkę kocham?
– Piotrek był zaskoczony i lekko oburzony stwierdzeniem przyjaciela. – Jest
słodka, ale to jeszcze dziecko. I na dodatek głupie…
- To czemu z nią jesteś?
- Jakby ci to przystępnie wyłożyć? Hmmm… Otóż nie
znalazłem dotychczas takiej, na widok której serce zabiłoby mi mocniej.
Potrzebuję dziewczyny, która potrafiłaby mi się przeciwstawić. Sądzę jednak, że
takowa nie istnieje.
- A Baśka?
- Drogi mój Gajosie, otóż ja mam swoje zasady. Owa
dziewoja została skażona tobą, więc nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Poza tym
wymienić dziecko na rozwydrzonego bachora to czysta głupota.
- Mówisz tak, żeby nie wbijać mi noża w plecy –
Dominik był zdania, że Baśka jest doroślejsza od całej ELITY razem wziętej.
Popatrzył smętnie na kumpla i pociągnął spory łyk piwa. – Co ja mam z nią
zrobić? – zapytał po chwili.
- Olać ją – Piotrek odpowiedział bez chwili
wahania. – Poza tym, skąd pewność, że jeszcze ją zobaczymy?
- Sądzę, że będzie cały czas w pobliżu. Na pewno
nie zmieniła szkoły.
- W takim bądź razie zrób tak, żeby nie była. Zrań
ją, tak jak ona ciebie. Mało to panien kręci się po szkole?
- Gdybym tylko potrafił przestać o niej myśleć…
Wiesz, chciałbym być tak nieczułym chujem, jak ty Piotrusiu jesteś.
- Dominiczku uwierz mi, że nie chciałbyś, być mną
– chłopak uśmiechnął się dziwnie złowrogo. Jego myśli mimo woli krążyły wokół
osoby małej blondynki. W tej chwili chciał jej dopiec, pokazać należne miejsce
w społeczności szkoły, a już najchętniej pozbyć się jej. Zraniła jego
przyjaciela, więc powinna za to odpokutować. Obiecywał sobie, że zrobi wszystko
by ją unieszczęśliwić, dołoży wszelkich starań, żeby Gajos przestał o niej
myśleć, interesować się nią, by znalazł pocieszenie w ramionach innej. Wszystko
po to, by ochronić przyjaciela i siebie. W głębi duszy chłopak obawiał się, że
mógłby odrzucić swoje zasady i wpaść w to bagno, które chorzy ludzie zowią
miłością. W zaślepieniu przecież niszczy się nawet przyjaźń…
- Mimo wszystko będę chujem. To jest moje
postanowienie noworoczne – po chwili milczenia Dominik znów zabrał głos w tej
sprawie.
- Pomogę ci je wypełnić – Piotrek za wszelką cenę
postanowił być wierny swoim zasadom i przyjacielowi. – Odrzuć swoje zasady i
dokop jej – dodał.
- Chyba tak zrobię.
Bezsenna noc miała się ku
końcowi. Obaj chłopcy wierzyli, że nowy dzień, który miał za niedługo wstać,
przyniesie zmiany w ich życiach. Każdy z osobna marzył, by sprawa z Baśką się
rozwiązała. Mieli swoje postanowienia noworoczne i chcieli je wypełnić. W rok
dwutysięczny szósty wkraczali z nadzieją na lepsze jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz