poniedziałek, 30 lipca 2012

06. Wyznanie


Mikołajki… Magiczny dzień, dla wszystkich dzieciaków. Tragiczny dzień dla niej. Święto kojarzące się ze wszystkim, co najlepsze. Dzień zagłady jej świata. Jeden wypadek pociągnął za sobą serię nieszczęśliwych wydarzeń. Straciła tak wiele… Tylko czemu dowiedzieliśmy się o tym tak późno? Czemu nie powiedziała od razu? Czekaliśmy na tę prawdę sześć miesięcy. A było nam ciężko z naszą niewiedzą i jej innością. Musiała uporać się z bólem, by w końcu powiedzieć nam prawdę? Gdyby nie zwlekała, mosty nadal by stały. Niestety ona spaliła za sobą wszystkie. Nie podejrzewała, że przebycie rzeki wpław lub odbudowa będzie niemożliwa… Ale mogę powiedzieć tylko o szóstym grudnia. Następstwa tego dnia pozostawmy na później.
Siedziała w kącie pokoju otulona kocem. Z jej zaczerwienionych oczu spływały łzy, widoczne tylko wtedy, gdy półmrok rozjaśniał płomień ognia palącego się w kominku. Wtulona w męską bluzę kiwała się w przód i w tył. Ciemność, łzy i ból… Oto jej nowi przyjaciele. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywał jedynie trzask palącego się drewna. Pokój wydawał się niezamieszkany, brakowało w nim mruczącego kota, który zwykł spać przed kominkiem, śmiechu, rozmów, muzyki… Jedynymi przejawami życia, które tętniło niegdyś w jej sypialni był ogień i monotonny ruch dziewczyny… Najgorsze były pierwsze dwa tygodnie. Nieprzespane noce pełne szlochu, ciało wstrząsane spazmami… Ból… Cierpiała, chociaż nie był nikim z rodziny. Kochała go. Była Wigilia, a ona siedziała sama w ciemnym, pustym domu zdana na łaskę lub niełaskę wspomnień. Pamięć postanowiła być dla niej bezlitosna. Przypominała wszystkie dobre i złe chwile. Nie pozwalała zapomnieć. Czemu miała spędzić święta samotnie? Otóż jej ojciec postanowił oszczędzić jej męki przy kolacji. Wybrał się na Wigilię i oba dni Świąt Bożego Narodzenia do przyszłych teściów. Był nieczuły na tragedię, która rozgrywała się w życiu córki? Wręcz przeciwnie… Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że swoimi zabiegami sprawia dziewczynie jeszcze większy ból. Widział, że dziewczyna znalazła się w świecie, do którego on nie miał tym razem wstępu. Cierpiała w czasie, gdy on był szczęśliwy, śmiał się, planował ślub, kochał, miał przed sobą tyle pięknych, wspaniałych chwil nowego życia. On budował swój świat na nowo, a jej właśnie legł w gruzach… Przez dwa tygodnie Jack Donovan stawał na głowie, by w jakiś sposób zbliżyć się do córki, by pomóc jej w jakiś sposób. Oddałby wszystko, by móc współodczuwać chociaż połowę tego, co ona czuła. Niestety nie mógł. Baśka była mu wdzięczna, ale musiała poradzić sobie sama. Wiedziała, że jest w stanie to zrobić. Nie wiedziała jednak, jak długo to potrwa. Mocowała się ze swoim cierpieniem z dala od ELITY. Przywdziała żałobę. Zaczęła palić wszystkie mosty, które łączyły ją ze światem. Nie wiedziała jednak, że odbudowa potrwa długo i nic już nie będzie takie jak dawniej. Jeden z nich na zawsze miał pozostać tylko lichą kładką przerzuconą nad spienionymi falami rzeki niedomówień i cierpienia. Jednak tego wigilijnego wieczora pragnęła tylko jednego. Chciała obudzić się z tego koszmaru. Miała nadzieję, że świat znów będzie takim, jaki pamiętała z przed feralnego szóstego grudnia. Niestety nic nie miało już wrócić do normy…
Siedziała na tylnym siedzeniu czarnego Golfa. Po blisko tygodniu przebywania u braci Wójcik miała w końcu powrócić do swego pokoju. To była pseudo choroba, o której wiedzieli wszyscy poza nauczycielami. Donovan był skłonny do ustępstw jeżeli chodziło o uczęszczanie jego córki do szkoły. Zawsze miała bardzo dobre oceny, gdyż nauka przychodziła jej z łatwością. Wystarczało mu, że frekwencja córki wynosiła pięćdziesiąt jeden procent. Z tego powodu pozwolił córce na przerwę przedświąteczną, która trwała od Andrzejek do Mikołajek. Co roku w ten sam sposób wraz z braćmi Wójcik świętowała imieniny starszego z nich. Tylko Dominik miał zastrzeżenia do tego, że miał jej nie widzieć przez tak długo. Wracała szczęśliwa i stęskniona. Tęskniła nie tylko za ojcem, chłopakiem i swoją paczką. Tak po prawdzie to najbardziej brakowało jej Chestera. Nie lubiła zostawiać go sam na sam z Wiktorią, gdyż ta ostatnia miała swoistą alergię na tego zwierzaka. Nie znosiła kota i z chęcią by się go pozbyła, niestety na przeszkodzie w ziszczeniu marzeń młodej pani weterynarz stała córka jej narzeczonego. Przez większą część drogi powrotnej blondynka zastanawiała się, czy zastanie swego pupila żywego. Odgrażała się nawet przyszłej macosze.
- Jeżeli ta krowa coś mu zrobiła, to jak babcię kocham, pierdolnę jej patelnią w ten krzywy ryj…
- Baśka, uspokój się. Klniesz gorzej niż stary szewc, a smarkulo masz dopiero trzynaście lat – Andrzej w końcu nie wytrzymał i przerwał potok przekleństw i obietnic mordu, które po prawdzie go śmieszyły, ale brzmiały niewłaściwie w ustach dziewczyny. Wjechali właśnie w tę część trasy, której nigdy nie lubił. Droga przez najbliższe pięć kilometrów miała prowadzić przez las. Nocna jazda wymagała skupienia, ale jak miał to zrobić, skoro w lusterku widział, że małolata go małpuje. Odwrócił się tylko na kilka sekund, bo chciał powiedzieć jej coś, patrząc prosto w oczy. – I nie małpuj mnie, bo wyglądasz wtedy…
   Nie dokończył, ponieważ przerwał mu krzyk brata:
- Kretynie uważaj dziki!
Andrzej odruchowo wcisnął hamulec… Pisk opon, kwik potrąconego zwierzęcia, krzyk Baśki i dźwięk rozbijanej szyby, a potem chwila ciemności. Ocknął się, gdy poczuł smak krwi, która spływała po jego twarzy z rozciętego łuku brwiowego, a także wyciekała z nosa. Uprzytomniwszy sobie co się stało, spojrzał w bok. Jego brat był omdlały. Nie wiedział, czy stało mu się coś poważnego. Ciemność uniemożliwiała dojrzenie odłamka szkła, który tkwił w szyi chłopaka. Andrzej próbował odwrócić się, by sprawdzić, co z Baśką… Poczuł okropny ból w odcinku szyjnym kręgosłupa, który przeszywał jego ciało do tego stopnia, że nie był w stanie wypowiedzieć chociażby imienia dziewczyny. Na szczęście po kilku sekundach usłyszał coś, co utwierdziło go w przekonaniu, że z dziewczyną nie jest źle. Tak mu się przynajmniej wydawało.
- Kurwa Andrzej, następnym razem nie parkuj na buku! Ja pierdolę ile szkła. Żyjecie?
Dziewczyna nie czekała na odpowiedź. Pomimo tego, że strasznie bolały ją żebra, głowa i przecięta ręka, otworzyła drzwi i wyszła, a raczej wyczołgała się z samochodu. Chłód śniegu przywrócił jej siły. Lewą ręką sięgnęła do kieszeni. Znalazła telefon i wybrała numer. Zgłoszenie zostało przyjęte. Ona tymczasem wstała i podeszła do drzwi kierowcy, które z łatwością otworzyła. Koniecznie chciała sprawdzić co z jej przyjaciółmi. Z ulgą przyjęła fakt, że Andrzej jest przytomny. Zaniepokoił ją stan Michała. Z trudem okrążyła samochód. Próbowała otworzyć drzwi, ale nie udało jej się to. Przez kilkanaście sekund wpatrywała się w chłopaka, by w końcu uprzytomnić sobie, że z szyi chłopaka wystaje kawałek szyby. Zaczęła krzyczeć… Nie wiedziała ile czasu minęło… Wiedziała tylko, że Michał nie żyje…
A teraz siedziała w kącie, tuliła się do bluzy przyjaciela i na nowo widziała bladą twarz chłopaka i tę potwornie czerwoną krew… Straszliwy kontrast. Andrzej wylądował w szpitalu. Ona też, ale wyszła na własne życzenie. Miała połamane żebra, ale chciała wrócić do domu. Ból, który odczuwała przy każdym oddechu był niczym w porównaniu z tym, co czuła jej dusza. Co najgorsze, po powrocie czekał na nią list. Poznała pismo, postanowiła jednak, że go przeczyta.

Moja mała Blondyneczko…
Jeżeli to czytasz to znaczy, że jestem pieprzonym tchórzem i nie powiedziałem Ci. A jest o czym… Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, proszę, żebyś nie była na mnie zła. To nie moja wina, a Twoja. Jesteś tak wspaniała, że tylko głupi przeszedłby obok Ciebie obojętnie. Twój uśmiech, śmiech, sposób bycia, barwa głosu, a zwłaszcza te oczy, które zdają się śmiać… Właśnie w ten sposób przypominasz mi, jak beznadziejne byłoby życie bez ciebie maleńka. A byłoby takie, jak papier toaletowy… Cieszę się, że mogłem Cię poznać, widywać, przytulać, chociaż ostatnio moja Ty krówko wolisz swojego przydupasa. Jestem na Ciebie o to zły, bo chyba ważniejsza jest przyjaźń trwająca od dziecka…! Chyba się lubczyku nażarłaś i przez to nagle przestałem być najważniejszy, a przynajmniej już tak się nie czuję.
Muszę Ci coś wyznać… Proszę wybacz, że zakochałem się w Tobie. Wcale nie chciałem, ale samo tak wyszło. Nigdy się do tego nie przyznawałem, bo w sumie to wstydziłem się… Wyobrażam sobie, że masz teraz minę „co on pierdoli”, ale takie są fakty. Starałem się i to bardzo, żebyś tego nie zauważyła. Próbowałem z tyloma dziewczynami, mając nadzieję, że w końcu zagłuszę to głupie uczucie… Potem postanowiłem Cię zdobyć, ale przyplątał się ten gówniarz. On i ta Twoja kumpela mnie rozgryźli. A Ty… Ty, która zawsze widziałaś tyle rzeczy, byłaś ślepa na to, że zagryzałem go wzrokiem. On nie pozostawał mi dłużny. Wiesz kto obił mu mordencję, wtedy na tym pseudo grillu? To byłem ja. Chciałem rozładować w jakiś sposób emocje, a oni stali na mojej drodze. Cóż miałem zrobić? Celowałem w nos, ale po raz kolejny mi nie wyszło. Życie jest pojebane. Człowiek rodzi się po to, by umrzeć. Zakochuje się bez wzajemności, a ukochana osoba nieświadomie mu dowala. Musisz żyć z tą świadomością, że Cię kocham. Nic na to nie poradzimy, a przynajmniej na razie. Kiedyś mi przejdzie albo to Ty zostawisz tego głąba.
Tymczasem obiecaj mi, że nadal będziesz się ze mną spotykać. Chcę uczestniczyć w Twoim życiu, bo byłem w nim odkąd pamiętam. Nie odsuwaj mnie, bo to nic nie da. No w sumie to będę bardziej cierpiał. Wolę patrzeć na to, jak go całujesz, niż nie wiedzieć co robisz w danym momencie. Obiecaj, że wszystko będzie takie, jakie było zanim przeczytałaś te wypociny, które piszę bez ładu i składu.

Na zawsze Twój Michaś ;)
Nawet nie podejrzewał, że dziewczyna przeczyta go po jego śmierci. Nie wiedział, że będzie gwoździem do trumny związku Dominika i Baśki. Na pewno tego nie chciał. Chciał, żeby wszystko było takie, jakie było dotychczas. Nie przewidział, że owo wyznanie było ostatnim. Garść słów, które wyjaśniły wszystko… Które wszystko zniszczyły. Sprawiły, że dziewczyna cierpiała podwójnie. Opłakiwała stratę przyjaciela i chłopaka. Spaliła most, który miał być jedynym zaczepieniem w rzeczywistości. Ten list wprowadził ją do świata bólu, ciemności i samotności. Wypędziła kota, olała paczkę, zniszczyła związek, który miał ogromne szanse na przetrwanie.
Kot przestał się boczyć, ludzie z ELITY wrócili, ale Dominik nie wybaczył…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz