niedziela, 28 lipca 2013

33. Kartka z pamiętnika

20.11.2006r.
W nocy przyszedł do mnie Michał. Położył się obok z tym jego słodko – bezczelnym uśmiechem na twarzy. Patrząc w jego oczy, uświadomiłam sobie nagle jak bardzo mi go brakowało. A przecież do niedawna dosłownie na każdym kroku czułam jego obecność. To, że mieszkałam na zadupiu, które od naszej metropolii dzieliło dwadzieścia kilometrów, nie miało najmniejszego znaczenia. Szczęściem w nieszczęściu było, że Andrzej miał prawko, a na tą wieś jeździły autobusy. Kochane MPK Kraków… No właśnie, wystarczył jeden telefon, by był u mniej jak najprędzej to możliwe. I nagle wszystko się zmieniło.
W tamtej chwili nie pragnęłam niczego więcej, niż tego by swoim zwyczajem, złożył głowę na moich kolanach. Marzyła mi się powtórka z ciągnięcia go za włosy. Bo tylko tak potrafiłam przekazać mu ten ogrom siostrzanej miłości, która wypełniała moje serce. Wyciągnęłam do niego rękę, ale był poza jej zasięgiem. Tak bliski, a równocześnie oddalony o miliony kilometrów.
Puk… Puk… Puk…
Trzy uderzenia serca później, moje usta poczuły błogie ciepło, które przerodziło się w śliniący dotyk ust Dominika, by po chwili stać się pełnym pasji cmoknięciem Czarnego.
Pisk. Huk. Trzask łamanych kości. Dwie osoby leżące na jezdni. Płacz. Strzał. Krzyki. Tyle bólu. Pęd powietrza, bawiący się moimi włosami. Swoboda opadania. Zbliżająca się biała powierzchnia. Wszechogarniające cisza i poczucie bezpieczeństwa.
Którąkolwiek drogę obierzesz, podążę za tobą…

„-  To bardzo niedobrze, gdy śnić się martwy człowiek.”